Ewa Dałkowska From Wikimedia Commons, the free media repository
Ewa Dałkowska From Wikimedia Commons, the free media repository
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
2122
BLOG

Ewa Dałkowska: - Inteligencja ma przerwę w oddychaniu

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Z  EWĄ DAŁKOWSKĄ rozmawiał Marek Różycki jr

 

-- Obecnie to przedstawiciele świata biznesu i polityki są gwiazdami – oblegani przez spłaszczony, spragniony dotacji świat kultury. Biznes z nieodłączną polityką – bryluje w telewizji, jest bohaterem ilustrowanych „story” w kolorowych magazynach dla nowej klasy średniej. Aktorka może liczyć na zainteresowanie mediów, jeśli wywoła skandal…, jeśli otworzy pizzerię, zakład krawiecki lub agencję handlującą modelkami. Jak Pani się z tym czuje?

-- Pamiętam nocną radiową rozmowę na temat – jak teraz żyje kultura, jak ludzie tą kulturą żyją i pewien znany socjolog powiedział, że obecnie pojawił się w Polsce nowy człowiek o niewykształconych potrzebach kulturalnych. Przesłanie tych wywodów było takie, że w zasadzie inteligencja wyginęła! Pozostały enklawy, oazy, ale jako klasa – inteligencja przestała istnieć. Odczucia mam czasem przygnębiające, wręcz towarzyszy mi wrażenie, że powinnam się już położyć i umrzeć. Nie ma miejsca dla tych wartości, estetyk, które były przeze mnie wyznawane, uznawane i rozwijane.

-- ! ! !...

-- Te odczucia od czasu do czasu nagle zbijane są jakimś przejawem sztuki czy myśli ludzkiej, mądrości, które są w tym moim świecie czytelne, pobudzające do normalnego działania. Jednak największe przygnębienie odczułam podczas powtarzanej kilkakrotnie audycji TV z Januszem Józefowiczem – jako gospodarzem – i jego gośćmi. Mowa była o tym, jak to należy od początku, niejako od zera… - samego siebie zrobić z niczego. Wtedy właśnie odniosłam wrażenie, że właściwie wszystkie wartości, które ja wyznawałam – może poza energią – już nie istnieją. Odczułam, że jest taka mentalnościowa próba jednym kopnięciem zrównania nas z ziemią. Tak jak gdybyśmy byli  Zulusami i mieli się dopiero stwarzać, wzrastać, by zaistnieć. Absurd!!! Ciągle mówię sobie – nie ma takiego powodu. Akurat w tym obszarze kultury byliśmy lepsi od Europy, a znam ten problem z autopsji – nie z opowiadań „wizjonerów” i rozmaitych frustratów. Akurat tym obszarze nie mam poczucia mniejszej wartości i nikt mnie nie przymusi do lawirowania, ustępstw i kluczenia w imię ojca pieniądza i syna dobrobytu.

-- Czy buntuje się Pani, że kultura została skazana na wegetację na marginesie życia publicznego?

-- Towarzyszy mi mieszanina uczuć. Sądzę, że wciąż, zbyt długo już tkwimy na rozdrożu. Czasem wydaje mi się, że może należałoby się wyrzec tego zawodu, czasem rodzi się bunt i pojawia się myśl, że trzeba będzie grać po domach, powrócić – w innych już warunkach – do idei teatru domowego. Mnie się wydaje, że największą tragedią obecnego stanu jest ta przedłużająca się w nieskończoność przejściowość i niejasna sytuacja. Bo gdyby wyrzucono mnie z teatru, albo nasz teatr przestał istnieć, kompletnie zawaliło się kino itd. – może wywołałoby to większą aktywność, inną jakość działań i przedsięwzięć. Natomiast to takie trwanie w zawieszeniu i tylko widzenie w perspektywie, że będzie źle, coraz gorzej, że stajemy się ludźmi na sprzedaż – jest bardzo niedobre dla aktywności. INTELIGENCJA MA PRZERWĘ W ODDYCHANIU.

-- Czy nie uważa  Pani, że inteligenci polscy zbyt mistycznie pojmowali wilczy, liberalny kapitalizm?

-- Z miesięcznych obserwacji tego żarłocznego kapitalizmu we Francji – skóra mi cierpnie. Spotykaliśmy się z Polakami, którzy się tam zainstalowali i starają się teraz utrzymać na powierzchni w dobie recesji. Opowiadali, jak to jest, kiedy z dnia na dzień człowiek traci wszystkie pieniądze, dorobek całego życia, bo jego firma staje się niewypłacalna. W sekundzie on przestaje być obywatelem i wszystko się przed nim zamyka.

-- ! ! !...

-- Oni mówią: nie chciejcie tego żarłocznego kapitalizmu, bo macie bardzo wiele rzeczy, które są waszą niekwestionowaną zdobyczą. Dało mi to wiele do przemyśleń. Trwałam przez tyle lat w przekonaniu, że coś jest mojego w moim kraju. Żyję dość marnie, ale żyję w przekonaniu, że na przykład parę kin, instytucji użyteczności publicznych jest moje. Czyli w takim rozumieniu sprawy – byłabym raczej nie kapitalistką, tylko socjalistką. I nagle poważne uderzenie, że to wszystko zamknie się dla mnie i ja się na ten temat buntuję. Jestem przeciw pędowi do Europy i zawsze głosiłam to zdanie, bo ta mityczna dla wielu Europa jest nudna, często płytka intelektualnie – nie myślę tu tylko o komercji – i strasznie brutalna dla ludzi – o czym my jeszcze, niestety, nie wiemy.

-- W rozwiniętym kapitalizmie nie ma aktorów – inteligentów. Są dobrze sprzedające się towary-aktorzy i pozycje nie chciane na rynku. Ci pierwsi są gwiazdami zarabiającymi miliony dolarów, głównie na komercji, na równi z biznesem. Ci drudzy – należą do proletariatu. Czy jest Pani przygotowana do walki?

-- Nie chcę przyjąć tego stanu rzeczy. Po prostu my tutaj żyliśmy ambitniej. Nie musieliśmy obniżać swoich kryteriów artystycznych, estetycznych spełniając się w zawodzie. Obecnie inteligencja spychana jest na margines, bo nie ma się gdzie wyrażać – zaczyna być zbiorem takich Robinsonów starających się uprawiać swe zawody na samotnych wysepkach i nie chcę przyjąć tego nowego modelu. Jestem, pomimo sporego dorobku zawodowego, w sytuacji „zerowej” i to jest podobna rozmowa, jak o zmianie zawodu. Ale dlaczego to ja mam zmieniać adres?! Wcale nie ujawniły się, nie narosły nowe wartości, estetyki, które chciałabym wyznawać. Przeraża mnie ten ogon ludzi ciągnący się za „dobroczyńcami” z „kasą”, z grubym portfelem. Za pieniędzmi zawsze szli ludzie dość żarłoczni, którzy będą bezwzględni, jak tylko dostaną te pieniądze.

-- Jak w staropolskiej piosence zapisanej przez Kolberga: „za pieniądze ksiądz się modli / za pieniądze lud się podli”…

-- A my mamy wspaniałych aktorów. Po moich pobytach we Francji i Londynie uważam, że nasi aktorzy są nieporównywalnie lepsi. Cóż z tego, kiedy w obecnych warunkach nie mogą spełniać się w zawodzie. Ja nie mam w zwyczaju niczego żałować w życiu, ale teraz żałuję, że właśnie nie mam pieniędzy, bo od razu łatwiej byłoby wyobrazić sobie tworzenie jakiś faktów. Znów zaistnieć swoją sztuką, spełniać się w zawodzie bez czyjejś łaski i patrzenia przez cudze palce!

-- Czy obecnie utrzymanie tej awangardy kulturalnej musi się wiązać z siermiężnością bytowania Twórcy, przez wielkie „T” ?

-- Nie powinno się wiązać z siermiężnością, ale jest takie, znowu aktualne, zdjęcie sprzed wojny - człowiek z tabliczką na szyi: „Jestem bezrobotnym inteligentem – przyjmę każdą pracę” (…) Ale przecież nie tylko o biedę tu chodzi, a o  ŚWIADOMOŚĆ, gdzie są te wartości i o tych nauczycieli, mistrzów – przewodników duchowych, autorytety! Straciliśmy naszego guru, Tadeusza Łomnickiego, który wskazywał nam drogę swoim ogromnym, z niczym nieporównywalnym talentem i w ogóle – swoim postępowaniem. Umarł na scenie, na gościnnych występach w teatrze w Poznaniu. Czyż nie jest to charakterystyczne? Grał bardzo wiele ról, miał wiele wspaniałych kreacji, bardzo się eksploatował. Kiedyś należał do partii, później wrócił do najbardziej esencjonalnej swojej pracy, teatru, który kochał ponad wszystko. A zmarł  w nędzy, bo nigdzie w teatrze nie mógł dostać stałego etatu…

-- A co sądzi Pani o interwencyjnym działaniu sztuki współczesnej na nasze życie; o wpływie sztuki na nieprzygotowanych do tego odbiorców, którzy nie mają intelektualnego obycia ani "wspólnych lektur"...?

-- Odpowiem nie wprost. Byłam z zespołem Janka Pietrzaka na takim sylwestrze, gdzie obserwowałam nowo otwarty, prywatny, super-luksusowy hotel w Mikołajkach –„Gołębiewski” – od nazwiska bardzo miłego właściciela. Hotel ogromny, czterystuosobowy, powtórzę: super-luksusowy – coś nieprawdopodobnego! Właściciel zaprosił nas na parę dni z rodzinami, ale żebyśmy – jako niespodzianka – wystąpili w ciągu nocy sylwestrowej. Sauna, basen, korty, a parking przed hotelem – to niech się schowa Monte Carolo!!! Takie to były marki bajońsko drogich samochodów. Naprzeciw recepcji w hallu hotelu Janek zrobił próbę mikrofonową, a ja przyglądałam się twarzom gości tego luksusowego hotelu. To byli ludzie w większości o niewykształconych rysach twarzy. Ja nie mówię tego z niechęcią, rejestruję po prostu coraz bardziej otaczającą mnie rzeczywistość. I tak przez parę godzin obserwowałam i myślałam, jak bym umiała ich opisać – co to są za ludzie. Potwornie drogi był tam pobyt na tym sylwestrze – francuskie szampany, kawior, owoce morza itp., ale twarz rymowała się z twarzą! I to mnie uderzyło, ponieważ nas zawsze interesuje odbiorca.

-- …doprawdy nie wiem, co oni zrozumieli z tego występu… Dawniej Bronek Pawlik  poczynił trafną uwagę, że na widowni coraz mniej jest okularów, a coraz więcej – złotych zębów…

-- …taak, Bronek Pawlik już sporo lat temu w Teatrze Powszechnym celnie spuentował te przemiany. A co by powiedział dzisiaj?... Nie wiem. Rozdroże. Zawieszenie. Próżnia!... 

-- … ja bym powiedział: kicz i „teleduperele” w TV – w dużej mierze kształtują odbiorcę… Każdy prawie idzie na łatwiznę, na „skróty intelektualne”… Widać – myślenie jest procesem dość bolesnym w III RP…

-- Ale ja nie poddaję się, nie płaczę – choć byt określa świadomość ma wpływ na podświadomość, a ta z kolei określa naszą aktywność, wpędza w nerwice itp…

-- Powiedziała Pani kiedyś, że usiłowanie jak najwięcej uniwersalnych treści powiedzieć o człowieku – to najszczytniejsze, co można osiągnąć w zawodzie aktora; trafić do najtajniejszych przeżyć, uczuć, emocji widza – to jest szczyt, na który należy się wspinać. Pani Ewo, czy warto, czy jest dla kogo, kto to doceni?!

-- Nie jestem jeszcze samobójczynią i nie powiem panu, że nie warto, bo wynikałoby z tego, że powzięłam jakieś decyzje. A ja nadal staram się trwać w zawodzie. Mało mam okazji do spełnienia się jako aktorka. Wciąż mam jednak nadzieję, że spotkam silnych, odpornych, przebojowych, a jednocześnie mających pod sercem sztukę – Robinsonów, bo takich kilka osób potrafi jeszcze stworzyć jakiś znaczący fakt artystyczny – spektakl czy film.

-- Mam obawy, czy nie będzie to tylko przedstawienie dla Piętaszka…

-- Naiwnie wierzę, że coś dobrego widać, że to się jednak przebije. Oczywiście trudno w tym wypadku powoływać się na coś, co wyrosło w innej kulturze, na innym podglebiu. Ja myślę o twórczości, przedsięwzięciach i sile polskich Robinsonów-intelektualistów. Poza tym zawsze w ostateczności jest dla kogo tworzyć sztukę, bo jest wiele dzieci. Przepraszam, nie jest to cyniczne – to jeden z tematów, o których myślę: czego ich się uczy, na co uwrażliwia. Dzieci znakomicie reagują na sztukę, na to co jest dobre lub nie dobre w obszarze ich zainteresowań, w sprawach przynależnych ich wiekowi. To jest świeży, wrażliwy, jeszcze nie zmanierowany świat. A więc jest jeszcze o co się bić, bo to z nich wyrośnie dorosła publiczność – mająca swe gusty, wyznająca estetyki.

-- Czy zagrałaby Pani w reklamówce?...

-- Reklamówka jest dla mnie przyznaniem się do winy, że nie ma się pieniędzy, albo że się je bardzo, bardzo kocha. A tu  nie wypada teraz – zwłaszcza kiedy naprawdę tych pieniędzy nie ma – do tego się przyznawać publicznie. Gdyby jakiś fajny reżyser, którego lubię, mój kolega – powiedział, że ma jakiś przewrotny pomysł, bardzo zabawny, to kto wie?... Ale patrzę na to bardzo niechętnie.

-- Może naszą rozmowę zakończymy „reklamówką” myśli Autorytetu – zabierającego głos w imię wartości, które mają trwać w kształcie możliwie najbogatszym, najgłębszym.

-- Widział pan tomik Herberta pt. ”Elegia na odejście”?  Wybrana myśl może właśnie stanowić przesłanie naszej rozmowy; może te wersy z „Heraldycznych rozważań Pana Cogito”:

                         Przedtem być może – orzeł

                         na wielkim polu czerwonym

                         i surma wiatru

 

                         teraz

                         ze słomy

                         z bełkotu

                         z piasku

 

                         jeszcze bez twarzy

                         z zasklepionymi oczami

                         szczenię  /…/

 

-- Wiemy już, że nie jest to rasowe szczenię! Wyrasta jeno kundel...!

----------------------------------------------------------------------------

Absolwentka PWST w Warszawie (1972). Ukończyła polonistykę na UW (1970). Aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie (od 1974). W latach 1972-74 występowała w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach. Aktorka teatralna, filmowa, telewizyjna i śpiewająca od 1974 roku związana z Teatrem Powszechnym; zagrała tu szereg znaczących ról, zarówno w reperuarze klasycznym jak i współczesnym, m.in. : tytułową rolę w "Antygonie" Sofoklesa / Kajzara, w "Kordianie" i "Balladynie" Słowackiego, "Wujaszku Wani” Czechowa, "Spiskowcach" wg Conrada, "Nocy trybad" Enquista, "Garderobianym" Harwooda, "Tańcach w Ballybeg" (Dancing at Lughnasa) Friela. Śpiewa w Kabarecie Pod Egidą Jana Pietrzaka, na wrocławskich przeglądach Piosenki Aktorskiej a także przygotowuje własne recitale jeden z nich "To śpiewała Ordonka"- prezentowała w Teatrze Powszechnym.

Od 2001 niezmiennie wspiera Prawo i Sprawiedliwość; była m.in. członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w czasie wyborów prezydenckich 2005.

Jest wykładowcą Akademii Dobrych Obyczajów, której założycielem i głównym wykładowcą był przez wiele lat Janusz Zakrzeński; kadrę Akademii tworzą między innymi: Teresa Lipowska, Leszek Miodek, Eugenia Herman, Marzanna Graff-Oszczepalińska.  

Ma w dorobku blisko pięćdziesiąt  znaczących ról filmowych.

 

 

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości