Elżbieta i Janusz Gajos. AKPA / udostępnione
Elżbieta i Janusz Gajos. AKPA / udostępnione
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
2727
BLOG

Elżbieta i Janusz Gajos, czyli partner dla artysty

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Z ELŻBIETĄ i JANUSZEM GAJOSAMI -- rozmawiał Marek Różycki jr

Wspomnienie rozmowy z Przyjaciółmi od Serca…

-- „Nie lubię mówić o sobie. To co inni mówią o mnie jest znacznie ciekawsze” – zwykła była mawiać amerykańska gwiazda Michelle Pfeiffer. Ta refleksja, zdaje mi się, jest Ci bliska?

Janusz:-- Rzeczywiście, nie lubię mówić o sobie. To zaś, co inni mówią o nas, może być o tyle ciekawe, że my mamy swój obraz siebie, który z reguły nie pokrywa się z wizerunkiem kreślonym przez ludzi z zewnątrz. Zakładając nawet czyste intencje….

Elżbieta:-- Nie spotkałam się z tym, żeby o Januszu źle mówiono. Co prawda nie rozmawiałam z jego poprzednimi żonami… Ale z tego, co o nim czytam i słyszę od różnych ludzi – wynikają same superlatywy.

Janusz:-- I to jest właśnie podejrzane…

Elżbieta:-- Zdaję sobie sprawę, że to jest kokieteria wobec osoby, wiadomo, bardzo bliskiej. Jak mówią  właśnie do osoby bliskiej, do żony – to mówią dobrze. Natomiast ci sami ludzie między sobą – zapewne – wygłaszają różne opinie. Jak znam mentalność ludzi – jest w nich pewnie sporo uszczypliwości, a może nawet – plotkarstwa… I to jest bardzo ludzkie!

-- Najzdrowiej… skomentował to Oscar Wilde: „Nie lubię słuchać co o mnie mówią za plecami. Człowiek zupełnie niepotrzebnie staje się zarozumiały”…  Faktem jest, że przeżywasz od wielu już lat swój Złoty Okres. Stałeś się artystą nieprzeciętnej miary. Jaki udział w Twym spełnieniu zawodowym ma klimat domu, który  z a w s z e  tworzy kobieta, w Twoim przypadku – żona Elżbieta?

Janusz:-- Klimat domu jest dla mnie bardzo ważny! Źle czuję się w skupiskach ludzi. Chociaż – mam wrażenie – jestem człowiekiem towarzyskim, a jednocześnie nie czuję się dobrze na rozmaitych spędach; przytłacza mnie tłum, nie cierpię bankietów itp. itp…  Dom jest dla mnie azylem, gdzie powinno być – powiem może truizm – miło, sympatycznie, bezpiecznie, „ciepło”. To jest    m o j e  terytorium. Pani tego domu sprawiła, że wszystko, co się tutaj dzieje, jak tu jest poukładane – absolutnie zgadza się z moim poczuciem estetyki i to właśnie daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Nie daj Boże, żeby pojawiły się tu jakieś sprzęty, jakieś rzeczy, które wprowadziłyby jakiś dysonans; które nie pozwalałyby mi spać, albo coś sprawiło, że musiałbym wyjść z domu…

Elżbieta:-- ???...

Janusz:-- Nie wiem – głośno myślę… - mogłaby to być kobieta, która ciągle przemeblowywała mi mieszkanie, wiecznie sprzątała…, witałaby mnie przyziemnymi kłopotami, albo – wracając wyczerpany po pracy do domu – trafiałbym na przykład na party… I cały spokój, bezpieczeństwo, azyl, wyciszenie  - diabli by wzięli. Gdzie ja bym wówczas – jak to określiłeś – ŁADOWAŁ SWÓJ AKUMULATOR?...

-- Masz na koncie bardzo wiele głośnych, głównych ról filmowych i teatralnych, grasz u najlepszych reżyserów, przez bardzo wiele lat byłeś, występowałeś w jednym z najlepszych teatrów stolicy; otrzymałeś prawie wszystkie prestiżowe nagrody przyznawane aktorom w Polsce, zdobyłeś uznanie krytyków i publiczności… Jak przy swojej nadwrażliwości i braku odporności na ciosy bardzo ostatnio brutalnego, otaczającego świata - zaszedłeś aż tak wysoko?

Janusz:-- Myślę, że właśnie z tego względu dopiero gdzieś w czterdziestym ósmym roku życia aż tak udało mi się zaistnieć. Człowieka można porównać do odbiornika o różnej skali czułości. Mniej czuły jest bardziej prymitywny, toporny, ale też rzadziej się psuje; natomiast ten skomplikowany, a więc bardziej delikatny, narażony jest na to, że przez niewłaściwe użycie łatwo go popsuć – zaszkodzić mu w tym sensie, że przestanie działać. Jeżeli porównam się do takiego czułego odbiornika, to właśnie musiałem przeżyć tyle lat, żeby zaistnieć. Wszystko, co do tej pory robiłem, to był wstęp, nieśmiałe próby przekonywania ludzi, że coś potrafię.

-- ? ? ?...

Janusz: -- Cały czas odbierałem tę moją drogę zawodową, jako walkę z niewiarą. Nie jestem pewny siebie, ale w jednym punkcie miałem takie głębokie – i moim zdaniem dosyć uzasadnione – przekonanie, że to co robię, robię dobrze i tak powinienem nadal postępować. Jestem trochę wyciszony, należę do ludzi, których się w tym panującym hałasie i bezhołowiu właściwie nie zauważa, bo uwagę przykuwają ci, którzy mówią dobitnie, śmiało, bez wahań i wątpliwości… Ci, co manipulując opinią publiczną, wywołują rozmaite „wyreżyserowane” skandale… Tak więc nie wiem – czy to z powodu mojej fizyczności, czy też sposobu bycia, otaczała mnie niewiara, że jestem materiałem na dobrego aktora.

-- Wydaje mi się, że jednym z trudniejszych elementów przy wykonywaniu, opanowywaniu Twojego zawodu jest umiejętność zachowania zdrowych proporcji między życiem osobistym – tu dodam: „higienicznym” życiem osobistym a pracą. Aktorstwo jest zawodem, który bardzo głęboko ingeruje w prywatność a momentami wręcz na niej żeruje!  Jak zatem widzicie zagrożenia związane z uprawianiem tego zawodu przez Janusza, wobec spełnienia się w rodzinie?

Janusz:-- Pewnie także chodzi ci o to, że aktor w pracy tworzy swój image i czy łatwo przyjść do domu i zrzucić ten „kostium”?...  Nie, nie mam z tym problemów. Natomiast mogę powiedzieć, że dbam o bardzo wyraźne rozdzielenie zawodu od mojego prywatnego życia. To znaczy, wydaje mi się, że nie przenoszę ani jednego do drugiego – to znaczy: prywaty do życia zawodowego, ani odwrotnie. Takie zawodowe sprawy pojawiają się oczywiście czasami, ale wynikają stąd, że mam ogromne zaufanie do Elżbiety jeżeli chodzi o ocenę mojej pracy. Elżbieta, która w zasadzie pełni rolę mego menagera – ma wielką intuicję literacką, teatralną popartą wiedzą, lekturami. Czasem proszę ją, żeby przyszła na próbę, zobaczyła i powiedziała – co jej się podoba, a co nie; czasem – żeby była suflerką na etapie prób i pomogła mi się nauczyć tekstu; czasem – żebyśmy wspólnie przedyskutowali na przykład propozycję przyjęcia przeze mnie roli, omówili scenariusz. Ale nie przenoszę do domu czegoś takiego, jak „dni niepokoju i podwyższonej temperatury” przed premierą i nie rozstawiam rodziny po kątach…, „bo ja teraz pracuję i na mnie trzeba się skupić”… Chociaż, oczywiście bywa, że wracam z planu czy teatru bardzo zmęczony i wyczerpany fizycznie i psychicznie, ale – myślę – że nie manifestuję tego tak nachalnie…

Elżbieta:-- Wiem, że jak wraca zmęczony, trzeba go hołubić. Po prostu wiem i zdaje sobie z tego sprawę, że Janusz uprawia taki zawód i trzeba go  c h r o n i ć  od prozaicznych spraw domowych. Jestem przeciwna opinii, że musi być podział prac domowych! Są zawody, przy których jest to niemożliwe i kobieta-żona powinna o tym wiedzieć.

Janusz: -- Wracając do tych ingerencji w prywatność… Jestem niesłychanie wdzięczny Elżbiecie – co robi na moją prośbę – że oddziela mnie od tych „ZEWNĘTRZNOŚCI”, choćby – telefonów… Ja w zasadzie nie odbieram telefonów, chyba że chodzi o sprawy towarzyskie. Ta zewnętrzność jest gotowa człowieka przygnieść, stłamsić, wejść w każdą możliwą szparę i przed tym trzeba się bronić!  Nie mogę przez 24 godziny myśleć moim zawodem ze wszystkimi tego konsekwencjami.

-- Popularność wpisana jest w Twój zawód. Na świecie o nią się zabiega „po trupach bliźnich”, dość różnymi metodami, z wyreżyserowanymi skandalami włącznie… Ty wielką popularność osiągnąłeś dzięki swej Sztuce. Jak czujesz się z nią na co dzień?

Janusz: -- Ja też zabiegałem o popularność; jeszcze w szkole teatralnej wyobrażałem siebie jako aktora  „rozpoznawalnego”, który w przyszłości rozdawać będzie autografy. I ta popularność towarzyszy mi od pierwszego dnia ukończenia szkoły, to znaczy od „Pancernych”… Na popularność nigdy nie narzekałem, próbowałem ją  jedynie przebudować na coś innego, bardziej wartościowego, żeby to nie była tylko „znana twarz”. Tak więc przez te już wiele dziesiątków lat… przyzwyczaiłem się do tego i popularność traktuję niejako zawodowo. Jeśli jest to uciążliwe – zależy wyłącznie od form, w jakich ludzie to okazują. Nie znoszę tylko nachalności i wręcz chamstwa.

-- Elżbieto, jak czujesz się niejako: „w cieniu swego męża”… Jak manifestujesz, choć to złe określenie, swoją indywidualność; przecież nie jesteś  tylko „żoną wielkiego Gajosa”?... ;)

Elżbieta: -- Nie ma na to recepty. Osobowości nie trzeba manifestować. Ona broni się sama, jeśli jest… Natomiast żyję w cieniu mojego męża, no bo jeżeli jestem żoną Gwiazdy, to trudno, żebym starała się go przewyższać; „podskakiwać wyżej pleców”… To byłoby chore… Po prostu staram się robić to, co lubię, najlepiej jak potrafię. No, a przede wszystkim – żyć dla niego, bo wiem, że on osiągnął tyle, że jest najważniejszy w tym związku. Pewne moje ambicje czy pragnienia muszę i chcę!  Podporządkować Januszowi. Na to zdecydowałam się od samego początku znajomości i wiedziałam, że tak musi być. A może jeszcze zagram gdzieś i będę lepsza od męża?...

-- Pytam Ciebie, Janusz: czym powinna się odznaczać, jakie cechy posiadać żona Artysty, Twórcy, bo to dość specyficzny typ „człowieka na życie”?...

Janusz:-- O tyle specyficzny, o ile specyficzne jest uprawianie tego zawodu. On ma różne swoje uciążliwości i niedogodności. Zasadniczo różni się od wykonywania pracy od 7,00 do 16,00… ; potem ma się czas na rodzinę, hobby, życie towarzyskie… Ja tego czasu mam bardzo mało. Moja praca jest bardzo „zazdrosna” i absorbująca. Wszystko to nie jest takie normalne i usystematyzowane, więc kobieta, która jest obok mnie a raczej – ze mną, musi ponosić konsekwencje tej pracy. Albo się godzi na to, albo nie. Elżbieta kocha także teatr…

-- Czego więc szukałeś w kobietach?

Janusz:-- Przed chwilą Elżbieta powiedziała Ci, jak ona reaguje na to, że jest moją żoną i to właśnie jest wspaniałe, co powiedziała.  Nie tak często mamy okazję do prawienia sobie komplementów i teraz mogę to uczynić. Bo wyobraź sobie obok mnie kobietę, która chciałaby ze mną rywalizować!..., albo mnie „przebić”. Robiłaby wszystko, żeby zaznaczyć, że ja to jestem ja, ale ona – to jest dopiero ONA!!!...

-- Kobiety, jak to kiedyś powiedział jakiś doświadczony Francuz, inspirują nas do tworzenia arcydzieł i zawsze, no, prawie zawsze… - uniemożliwiają na ich wykonanie….

Janusz:-- Cała moja zasługa polegała na tym, że byłem dosyć uparty w poszukiwaniach…, aż doszedłem do takiego etapu, że mam ideał!...

Elżbieta: -- Nie ma ideałów!...

-- Elżbieto, a czego Ty szukałaś w mężczyźnie swego życia?

Elżbieta:-- Przede wszystkim mądrości życiowej!, także – poczucia bezpieczeństwa, no i  humoru. Zniewalała mnie błyskotliwość Umysłu, inteligencja, dominowała chęć znalezienia Człowieka, z którym nie nudzę się po godzinie rozmowy; szukałam mężczyzny o podobnych zainteresowaniach do moich. Dlatego może nigdy nie potrafiłby zafascynować mnie na przykład fizyk, matematyk, umysł ścisły, ponieważ wiem, że jego pasje byłyby na drugim biegunie. Noo, chyba, że byłby to matematyk-teatrolog…

--…a literat?...

Elżbieta:-- …nie zastanawiałam się nad tym…

-- Fakt, ktoś mądry przestrzegał: „Jeżeli nie masz dość kluczy do szuflad drugiego człowieka, ukłoń się i odejdź!”…; także - miłość zawsze wystrychnie rozum na dudka...

Elżbieta:-- Na pewno musiałby to być humanista z osobowością… A poza tym szukałam Człowieka, który był mi przeznaczony. Wierzyłam, że jest na tym świecie Człowiek, z którym mogę wspólnie wieść wspólne życie. Nigdy nie widziałam siebie u boku tuzinkowego mężczyzny. Zdaje mi się, że dążyłam do Janusza, wiedząc, że gdzieś jest taki, jak on i myślę, że Januszek – też wiedział, że ja gdzieś jestem. To, że wreszcie spotkaliśmy się – czasami rozmawiamy o tym wieczorami – nie było przypadkowe. Poza tym chodzi o tę mądrość życiową, którą nabywa się po pewnych doświadczeniach i iluś tam latach życia. Te ważne rzeczy, które znaleźliśmy w sobie, teraz nie rozpłynęły się. Dlatego tak podkreślamy, że trafiliśmy na siebie w odpowiednim czasie. Zastanawialiśmy się, co by było, gdybyśmy poznali się wcześniej. Czy gdzieś to by się nie „rozmemłało”… Czy ta młodość w nas nie zaprzepaściłaby tych ważnych rzeczy, które dostrzegliśmy i DOCENILIŚMY później.

-- …wtrącę ulubione powiedzenie Michaliny Wisłockiej: „Młodość a nie starość – musi się wyszumieć. Ale żeby szumieć – trzeba mieć i umieć!”…

Janusz:-- Wychowałem się w bardzo rodzinnym domu, z którego dosyć wcześnie wyszedłem – wojsko, studia, praca w rozjazdach. I widocznie z tego dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy to przecież CZŁOWIEK SIĘ KSZTAŁTUJE, pozostało mi poszukiwanie czegoś podobnego. To była niejako „tęsknota z przeniesienia”. Powtórzę – poszukiwanie czegoś podobnego: takiego rodzinnego ciepła, spokoju, zrozumienia, TOLERANCJI i później chciałem gdzieś sobie taki dom w swoim dorosłym życiu zbudować. To mi się nie udawało. Po prostu – następowało „czołowe zderzenie” i nie pozostawało z tego nic.

-- Zdarzył się więc Przypadek – jak z piosenki Osieckiej – kobieta po przejściach spotkała mężczyznę z przeszłością… Elżbieta jest poznanianką, ale gdy Ją spotkałeś, zamieszkiwała w Krakowie organizując i realizując swój program w Śródmiejskim Ośrodku Kultury – czyli razem zasilaliście polską kulturę. Jak doszło do spotkania?

Elżbieta: -- Prowadząc tam dział teatralny – organizowałam i realizowałam różne swoje plany i projekty. No i wymyśliłam sobie, że zrobię spotkanie z Gajosem. Niestety, dość długo nie udawało mi się. On odmowy tłumaczył brakiem czasu. Dopiero później dowiedziałam się, że Janusz w ogóle nie lubi spotkań z publicznością.

Janusz: --Ja nie jestem od tego... Po prostu wypowiadam się poprzez swój zawód; muszę zrobić jakiś program, za który odpowiadam, który o mnie świadczy, a nie lubię sytuacji, gdy mam zaistnieć poprzez opowiadanie o sobie. Mnie to męczy. Ja tego nie lubię i nie lubię się zmuszać… Po prostu nie znajduję uzasadnienia brania udziału w takim spotkaniu.

Elżbieta:-- Dzwoniłam do niego, a on zwlekał… W końcu przyjechali na Dni Krakowa ze spektaklem „Baal”. Oczywiście poszłam do Teatru Starego. Spojrzał na mnie i stwierdził: ta albo żadna…

-- ….a z oczu Jej przemówiły wszystkie stulecia kobiecości, od czasu gdy zrodziła się płeć…

Janusz: --To było troszkę inaczej… ponieważ ja tam byłem już wcześniej z takim przedsięwzięciem kabaretowym i zagraliśmy właśnie w tym Ośrodku…

Elżbieta:--  Pamiętam, to był występ na Dzień Działacza Kultury.

-- Czyli Ty pierwszy dostrzegłeś Elżbietę?...

Janusz: --Tak! Nigdy tego nie zapomnę. Wyszła taka pani, żeby podpisać umowy i zelektryzowała całą grupę. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Ja nawet coś takiego głupiego powiedziałem naszemu impresario, żeby może tę panią zaprosił na obiad… I on poszedł z tą propozycją i został potraktowany jak… nachalny cham.

Elżbieta:-- No i nie zgodził się na spotkanie z publicznością…, a tylko spotkał się ze mną. Prywatnie. A spotkanie z publicznością w Krakowie zrobiliśmy… w pierwsza rocznicę naszego ślubu.

-- „Miłość nie ma nic wspólnego z tym, co macie nadzieję otrzymać, a jedynie z tym, co zamierzacie DAĆ” – to zdanie Katherine Hepburn. Rozwińcie, proszę, tę sentencję, jeśli się z nią zgadzacie…

Elżbieta:-- Oczywiście, jeżeli jest to autentyczna Miłość, NIE WYSPEKULOWANA, NIE WYKALKULOWANA, NIE WYRACHOWANA, bo chcesz uzyskać jakieś korzyści. Miłość to jest uczucie, które cię napada i myślisz – co ty możesz temu człowiekowi ofiarować. Czy ty jesteś na tyle wartościowy, że możesz zmierzyć się z tym uczuciem? Chyba to jest taka pierwsza myśl.

-- Co – pomyślałaś – możesz dać Januszowi?

Elżbieta:-- Akurat w tym względzie jestem wielkiego mniemania o sobie. Mnie się wydaje, że mogę mu dać bardzo dużo i tak się dzieje. To znaczy od początku miej więcej wiedziałam, czego on potrzebuje i wiedziałam również, że mogę mu to dać. Przede wszystkim POCZUCIE SPOKOJU i BEZPIECZEŃSTWA. Taką otoczkę, która sprawia, że on może robić swoje, a tutaj znajduje zrozumienie, spokój, TWIERDZĘ. Dom – to jest rzeczywiście dla niego TWIERDZĄ.  Poza tym- takie głębokie przekonanie, że w momencie, kiedy coś  mu się złego przydarzy, może ZAWSZE na mnie liczyć. Bez fałszywej skromności powiem, że – tak mi się wydaje – jestem pełnowartościowym koniem w tym zaprzęgu…

-- Natomiast co Ty, Januszu, dajesz Elżbiecie?

Janusz:-- Moje uczucie jest autentyczne, pozbawione jakiegokolwiek fałszu, a więc mogę powiedzieć, że daję Jej wszystko, co mam najlepszego. Poczynając od uczucia poprzez wszystkie intymności, o których trudno mówić w tej rozmowie, a kończąc na takiej podstawowej, tradycyjnie pojętej roli mężczyzny – żeby ubić zwierza i przynieść do domu… A Ona niech to potem dzieli, piecze, gotuje, przyprawia…  Myślę, że te warunki spełniam. Nie wiem, jak by to było, gdybym wracał z polowania z pustymi rękami….

Elżbieta:-- Poznanianka i tak dałaby sobie radę. Podpowiem ci jeszcze, że bardzo dbasz o rodzinę, dom, jesteś bardzo opiekuńczy, czuły, wrażliwy, delikatny…

Janusz:-- Jestem opiekuńczy, ponieważ uwielbiam dawać. Potwornie bolesne jest, kiedy człowiek posiada w sobie potencjał uczucia, miłości i nie ma  z kim się podzielić; nie ma partnera, któremu mógłby to, co ma najlepszego, najdelikatniejszego, najwartościowszego – przekazać.

-- Niestety, jestem w takiej sytuacji od lat. Nie z mojej winy… Czy moglibyście sentencjonalnie przekazać mi wiedzę o poznaniu Człowieka na dobre i na złe;  na „na wozie i pod wozem”?....

Elżbieta:-- Jedź do Poznania, tam są bardzo dobre kobiety… Ale mówiąc serio, trzeba doprowadzić – zanim dojdzie do małżeństwa – do sytuacji, w których można sprawdzić danego człowieka i siebie zarazem w różnych prozaicznych, ale i ekstremalnych – sytuacjach życiowych. Coś takiego napisała Wisława Szymborska : „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”…

-- Moja „przyszywana babcia”,  Michalina Wisłocka – radziła mi jechać z  dziewczyną na dwa tygodnie pod namiot… Ponoć to najlepszy jest sprawdzian…  Natomiast Janusz powiedział mi kiedyś, że aktorka – to nie jest „dobry pomysł na żonę”….

Janusz:-- Oczywiście, trudno generalizować, że aktorka nie jest materiałem na żonę. Natomiast ty, człowiek wrażliwy do najwyższych granic, możesz być szczęśliwy z kobietą, która właśnie potrafi powściągać ambicje do wywyższania się ponad wszystko. U ciebie musiała nastąpić taka zbitka, „czołowe zderzenie”…, bo z reguły, choć nie zawsze – w zawód kobiety-aktorki wpisany jest szalony egoizm!... Myślę, że w przypadku mężczyzny-aktora absolutnie nie jest to takie wyraziste.

Elżbieta: -- Częste bywanie poza domem, przebywanie tej kobiety w różnych towarzystwach, środowiskach, które ty nie zawsze musisz akceptować, rozmaite „pokusy na planach”, tworzą sytuacje, które okupujesz wypieraniem i hamowaniem emocji! A tobie także potrzebny jest azyl, ciepło, zrozumienie, tolerancja, no i DOM - TWIERDZA…

Janusz:-- Opowiem, co mi się przydarzyło, gdy pierwszy raz zaprosiłem Elżbietę do siebie. Oczywiście uprzedziłem, że mieszkam w prowizorce, a ona spytała – co to jest prowizorka? Tu musze nadmienić, że wówczas dopiero co wprowadziłem się do mieszkania i tam w zasadzie nic nie było…  Od razu powiedziałem – jak mieszkam, gdzie mieszkam, żeby sobie nie pomyślała, że Ją do pałacu zapraszam… Elżbieta tylko spytała: „Jest ciepła woda, gaz, prąd?... To dobrze.” I przyjechała, a mnie się waśnie wylała woda z pralki zalewając mieszkanie, wykładzinę podłogową i był straszny zapach… Ona weszła, pięknie ubrana, zadbana, pachnąca – słowem dama i zapytała: Co to za zapach?...  Zdjęła płaszcz, zakasała rękawy i z moją pomocą zaczęła doprowadzać mieszkanie do stanu używalności. To są właśnie takie momenty, niby drobne sprawy, gdy poznajesz Człowieka. Bez „puszenia słów”… - ja ty to mówisz…

-- Elżbieto, czy zgodziłabyś się, żeby Janusz – przygotowują się do roli i wizerunku scenariuszowego bohatera – musiał przytyć, jak ongiś Marlon Brando, 30 kilogramów?...

Elżbieta:-- To jest pytanie akurat, bo Januszka wciąż odchudzam… No, może nie od samego początku, bo wówczas – kiedy go poznałam – był szczupłym mężczyzną. Ale teraz jestem konsekwentna – jako Poznanianka… - w stosowaniu diety.

-- Ale Ty świetnie gotujesz, więc jak to godzicie?...

Janusz:-- Fakt, gotuje świetnie, ale mało, oj, mało…, daje jeść…

Elżbieta:-- Nie daję mu w ogóle ziemniaków, gęstych zup; wszystko jest dokładnie i precyzyjnie odtłuszczone i porcjowane…

-- To Ty wciąż chodzisz głodny i… zły?

Janusz:-- Powoli wpadam w nerwicę, bo jak na przykład dzisiaj rano obudziłem się głodny i poszedłem do kuchni, otworzyłem lodówkę, żeby coś przekąsić – przypadkiem zrobiłem hałas. Wpadła Elżbieta: „Co ty tu robisz?!!! Dlaczego jesz?!!” itp. itd…

Elżbieta:-- Wracając do twojego pytania – pewnie dyskutowałabym z Januszem, czy nie można tej postaci ciut odchudzić… Ale na te 30 kilogramów nie wyraziłabym zgody!... Odchudzanie go to bardzo ciężka praca…

-- Czy dla Ciebie kobiety są w ogóle bardziej fascynującymi osobowościami niż mężczyźni?...

Janusz: --Oscar Wilde powiedział, że kobieta do Sfinks bez tajemnic…

-- … a także był wyznał, że „kobiety stały się tak wykształcone, że nic je już więcej nie dziwi – poza szczęśliwymi małżeństwami”….

Janusz:-- Ja się nie opowiem tak jednoznacznie, ale rzeczywiście – jedno mogę stwierdzić z pewnością – mężczyźni popełniali cały szereg pomyłek, poprzez to tylko, że zostali zafascynowani,  c h w i l o w o  zauroczeni zewnętrznością kobiet. I potem do tej ZEWNĘTRZNOŚCI dorabiali sobie ideologię… Budowali i budują częstokroć zamki na lodzie i przegrywali, wciąż przegrywają.... Zakochiwali się we własnym wyobrażeniu tej osoby i wyposażali ją w przymioty, jakich ona w ogóle nie posiada! To tragiczne pomyłki generujące traumy, załamania...

-- Widzę, że z ironią spojrzałeś w moją stronę… Obecnie myślę już tylko, że przyjemność polega na wyobrażeniu sobie tego, co chciałoby się, a nie grozi spełnieniem…

Janusz:-- W każdym razie staram się unikać „pierwszych wrażeń”, mimo że oczywiście  właśnie pierwszym odruchem jest zwrócenie uwagi na zewnętrzność, estetykę, urodę. Później dopiero okazuje się, czy jest to także „umysł do towarzystwa” i Człowiek na życie.

-- Gdy wokół panuje hucpa, totalna znieczulica, koniunkturalizm, egoizm w imię jeno własnych interesów, „zawierucha” – Wy macie Pewność Obecności i polegania na sobie w każdych chwilach i przejawach życia. Co dla Was znaczy wytarty slogan rodem z Urzędu Stanu Cywilnego: „Być ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie”?

Elżbieta: -- To jest ta pewność, że obok siebie mamy lojalną i oddaną osobę-opokę, na którą w każdej chwili i w każdej sytuacji możemy liczyć.

Janusz: --Ja jeszcze na szczęście nie doświadczyłem tego i obym nie doświadczył, ponieważ chcę być jak najdłużej sprawny, użyteczny i mięć tę możliwość dawania Elżbiecie; ale załóżmy, że ja nagle z jakiś tam powodów – na przykład choroby – przestanę pracować – nie wyobrażam sobie, żebym wówczas został zostawiony sam i ODRZUCONY…

Elżbieta:-- Ja wówczas wiedziałabym, że on jeszcze bardziej mnie potrzebuje. Najważniejsze dla mnie, to zachowanie godności własnej i szacunek dla siebie. Gdybym zrobiła jakąś taką woltę, to przecież nie byłabym sobą!

-- Czy jeszcze w Poznaniu są jakieś wolne dziewczyny?...

Elżbieta:-- Przejedziemy się tam i zobaczymy… Ale to właśnie tak jest, że musisz wiedzieć, że nie wstydzisz się sam siebie. Czyli – jesteś fair wobec partnera, wobec drugiego człowieka.

-- Jak rozładowujecie stresy i najchętniej spędzacie czas wolny?

Janusz: --Bale, rauty i bankiety – stanowczo odpadają! Wolimy posiedzieć w domu i nacieszyć się sobą, porozmawiać, powymieniać poglądy i nikt na tej wymianie nie traci… Tylko ubogaca się bardziej i bardziej!... Mamy też małą grupę bliskich, sprawdzonych, Przyjaciół, z którymi lubimy się spotykać. Ale nie wszystko jest takie idealne, ponieważ Elżbieta bardzo lubi spacerować, czego znowu ja nie cierpię…. No, ale żeby tylko takie ludzie mieli problemy… Jakoś udaje się nam z tym żyć…

Elżbieta: -- Janusz nieco przesadza… Od czasu do czasu wyciągam go na spacer, a nawet już prawie, prawie… oduczyłam palenia papierosów. To sukces! Jeśli chodzi o stresy – to pijemy dobry koniak. Januszek trzy lampki, a ja jedną… Czasem nawet jeśli zabrniemy w jakąś dyskusję, w której nie dochodzimy do „polubownego wniosku”  - w grę wchodzą wyłącznie argumenty, ścieranie się racji, myśli, słowem – dyskutujemy i   w y m i e n i a m y  poglądy; przy czym – jak mówiła Janusz – żadna ze stron nie traci na tej wymianie…

Janusz:--  Elżbieta posiada też tę cudowną zaletę, że nie zaperza się, nie obraża!!! I potrafi przyznać – nawet jako kobieta: „Przepraszam, nie miałam racji.” A to wielka rzadkość – szczególnie  wśród kobiet!...

-- Jeszcze tylko spytam Was, Moi Drodzy, którym wiele zawdzięczam, a szczególnie – Tobie, Januszu, który otworzyłeś  mi oczy na wiele spraw, a także uwrażliwiłeś na Sztukę : Czy uważacie, że Miłość wszystko wybaczy? Albo inaczej: Czy Miłość wszystko wyPaczy?...

Elżbieta:-- Nie, nieprawda. Rozsądek może wybaczyć, ale nie Miłość! Z rozsądku można wybaczyć zdradę, ale Miłość by tego nie zrozumiała…

Janusz:-- Skaza, na nawet  - trauma – pozostaje na zawsze! Uważam, że jakiegoś KARDYNALNEGO błędu ty byś mi nigdy nie wybaczyła. To już pozostaje  blizną i nie byłoby już takiego porozumienia między nami, jak jest obecnie i jak było niegdyś.

Elżbieta:--  Trafnie ujęła to Mitchell w „przeminęło z wiatrem”: (…) „ nigdy nie lubiłem cierpliwie zbierać połamanych kawałków i zlepiać ich razem, i wmawiać sobie, że sklejona całość jest równie ładna jak nowa. Co jest złamane – zostanie złamane – i wolę wspominać to takim, jakim było w najlepszych chwilach, niż sklejać i przez całe życie patrzeć na ślady połamań”…

--Słowem – Miłość i małżeństwo, to zaufanie plus  /samo/kontrola… Pewnie dlatego La Rochefoucauld wyraził się był, że: z Prawdziwą Miłością – jest jak z pojawianiem się duchów… Wszyscy o nich mówią, ale mało kto je widział…

      JA ZOBACZYŁEM… :)

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości