Franciszek Starowieyski - Jan Byk herbu Biberstein  (fot. rodzinne archiwum)
Franciszek Starowieyski - Jan Byk herbu Biberstein (fot. rodzinne archiwum)
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
2288
BLOG

Franciszek Starowieyski: - Dżentelmen, gatunek na wymarciu

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 3

W dobie upadku dobrych obyczajów, manier, wartości, wszelakich estetyk, schamienia rozsianego i propagowania "kultury śmiecia" - warto, moim zdaniem, przytoczyć (wspomnieć) ostatnią rozmowę z  Mistrzem FRANCISZKIEM STAROWIEYSKIM, na którą serdecznie Państwa zapraszam.  Marr jr

Franciszek Starowieyski-Byk – Polska Twarz Plakatu - urodzony w 1930 r. w Bratkówce na Podkarpaciu - zm. 23 lutego 2009 w Warszawie. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Używał pseudonimu Jan Byk. Grafik, malarz, scenograf. Profesor Europejskiej Akademii Sztuki. Jego twórczość jest bliska surrealizmowi. Autor dzieł o bogatej symbolice: plakatów, ilustracji, opracowań graficznych książek oraz obrazów. Swoje prace antydatował o 300. lat wstecz. Stworzył ponad 30 Teatrów Rysowania polegających na tworzeniu dzieł w obecności widzów - był w nich malarzem-aktorem.

Przygotowywał inscenizacje teatralne (m.in. do „Ubu króla” dla Teatru Wielkiego w Łodzi). Bohater filmu Andrzeja Papuzińskiego „Bykowi chwała”. Miał ponad 250 wystaw w kraju oraz za granicą. Kolekcjonował antyki. Zmarł 23 lutego 2009 roku w Warszawie. MINĘŁA 6. ROCZNICA ŚMIERCI ARTYSTY, KTÓREGO TWÓRCZOŚĆ POZNAŁ CAŁY ŚWIAT.

Franciszek Starowieyski, arystokrata o barokowej wyobraźni - w Jego pracach, działalności twórczej czuje się zmysłowość, groteskę, intelekt, wyrafinowaną ornamentację.. Był dżentelmenem i estetą, dbał o pewne formy zachowań, które, niestety, powoli przechodzą do lamusa. Szokował sztuką, zachowaniem, oryginalnością, ale szokował.... Z KLASĄ.

Był pierwszym Polakiem, który miał indywidualną wystawę w Museum of Modern w Nowym Jorku (1985 r.). Zaś obrazem Divina Polonia Rapta Per Europa Profana (Święta Polska zgwałcona przez profańską Europę) wystawionym w Brukseli (1998 r.), wywołał wiele kontrowersji.... Było głośno i to bardzo...W 2008 roku miałem okazję podziwiać "Prace paryskie" (oleje, rysunki, szkice), powstałe w paryskim mieszkaniu Artysty i po raz pierwszy wystawiane w Polsce, w Galerii Artemis w Krakowie. Wystawa cieszyła się ogromnym powodzeniem.

Wracając do kwestii, czy też pojęcia DŻENTELMENA (a co za tym idzie -  DŻENTELMENERII w zachowaniu, postawach, estetykach, stylu bycia i życia) - jest to gatunek na wymarciu. W dzisiejszych czasach ze świecą szukać..."światła" we współczesnych nam  umysłach, jakże brutalnie odciętych od wyrafinowanej, wysublimowanej, Sztuki oraz Estetyk..., które przeminęły z „wiatrem historii”…

"Odkąd pamiętam, zawsze moim językiem był rysunek. Najlepiej wyraża moje myśli"... - Franciszek Starowieyski. Artysta przyzwyczajony był do malowania postaci starożytnych, nagich, alegorystycznych; toteż sam przyznał jak ogromnym wyzwaniem było dla niego narysowanie wydarzeń Poznańskiego Czerwca '56. Powstał znakomity, składający się z 4. części obraz i liczący... 32 metry kwadratowe.

Trudno jest ująć w "ramy" INDYWIDUALISTĘ, jakim niewątpliwie był Starowieyski. Jak każdy Artysta Prawdziwy -" skazany" był na inspiracje, które warunkowały Jego twórczość... Powstały dzieła, które przedstawione zostały (200 wystaw) w Austrii, Belgii, Francji, Kanadzie, Szwajcarii, USA i Włoszech. Dokonania Artysty (malarza, aktora, pisarza....), to "tysiące kropel Twórczego potu" i chyba warto o tym pamiętać.

--------------------------------------------------------------------------------

Marek Różycki jr : -- Mistrzu, tym razem będę zadawał dziecinne, proste pytania, bowiem - moim zdaniem – mądrość dziecka zaświadcza o chłonności umysłu, nie skalanego żadną rachubą, żadnym wyrachowaniem, żadną zdrożną tezą, którą chciałby nachalnie udowodnić…

Franciszek Starowieyski-Byk : -- …może ja zacznę… Po roku 938, tak, 938, kiedy to nastąpiło nadanie przez Cesarza Ottona I dóbr Bibersteina – powstało wiele państw, cesarstw, królestw, które padły; armii, o których już można poczytać jeno w książkach. Pojawiło się tysiące ważnych i super-ważnych władców i… ślad po nich zaginął był i nic nie pozostało. Toczyła się historia, a jednak Rodzina zdołała się utrzymać. Czyli te wzorce, zasady były słuszne, skoro potrafiliśmy przetrwać. Polityka oraz postępowanie – okazały się właściwe. Zawsze twierdzę, że z tego powodu mam racje, których nie dowodzę argumentami logiki, tylko z funkcjonowania świata i w świecie. Tylko wspólne korzenie rodzin – dają naród i państwo!

-- Dlaczego nosi pan ksywkę „Byk”?

-- To nie ksywka – to pseudonim artystyczny. Był…

-- Doprawdy? I nie ma nic wspólnego z Pana osobowością, fizjonomią?

-- Nic. Z żadnymi popisami siłowymi ani erotycznymi również. To był po prostu polityczny dowcip – w czasach stalinowskich wymyśliłem sobie najbardziej proletariackie nazwisko, jakie mogłem wynaleźć.

-- Dlaczego nie Baran, albo Fujara – też dobrze brzmią?...

-- Ale są dłuższe. „Jan Byk” ma tylko sześć liter.

-- No, i byk to nie baran…

-- To naprawdę nie miało znaczenia.

-- Oj, nie wierzę. Gdyby tak było, nikt nie mówiłby do dzisiaj: „widziałem Byka”, „rozmawiałem z Bykiem”… Przylgnął ten Byk do Pana…

-- Mówią tak, bo to krócej, niż: Franciszek Von Biberstein-Starowieyski. Pan sobie policzy: 35. litery.

-- Szkoda, że odcina się Pan tak od tego Byka…

-- Dlaczego?

-- Bo… Chciałem z Bykiem, czy przez Byka pokazać wizerunek prawdziwego mężczyzny. Proszę nie udawać, że się Pan nim nie czuje…

-- To pojęcie zmienne historycznie. Prawdziwym mężczyzną jest ten, którego kobiety w danym momencie najbardziej potrzebują. Mają one naturalny instynkt selekcji męskich cech, które uważają za istotne do przekazania przyszłym pokoleniom. W dzisiejszych czasach w Polsce „bycze” przymioty powinny ustąpić cechom prawdziwego dżentelmena. Powinny… Tylko to, sądzę, może uratować nasz kraj, w którym brak jakichkolwiek form stał się dotkliwy i destrukcyjny.

-- Pan jest Dżentelmenem, tak że możemy rozmawiać dalej…

-- Proszę pana, opowiem anegdotę. W pewnym państwie, w którym z powodu przewrotu wyrżnięto całą inteligencję, pozostał jeden szanowany profesor, bardzo mądry i słynny. I co się stało? Wszystkie kobiety, łącznie z żoną nowego przywódcy, chciały mieć z nim dziecko…

-- A profesor pewnie – owszem – był mądry, ale miał metr dwadzieścia w kapeluszu i uśmiech żaby…

-- Wręcz przeciwnie – był wysoki i piękny.

-- To nie rozumem, po co Pan opowiada tę historię – wiadomo, że każda kobieta woli mądrego i przystojnego, niż głupiego, brzydkiego, no… i bez kasy, wpływów i układów…

-- A ja nie wiem, dlaczego utarło się takie powiedzonko: wielki, silny a głupi. Czyli, aby być mądrym, trzeba być słabym i brzydkim? Z moich obserwacji wynika, że przeważnie siła fizyczna idzie w parze z rozwojem intelektualnym. Leonardo da Vinci, na przykład, był jednym z silniejszych ludzi we Włoszech swego czasu. A Platon – to mistrz olimpijski! Słynna była też siła Paderewskiego. Ludzie mali i słabi całe swe życie wymyślają kalumnie pod adresem dużych i silnych.

-- Polemizowałbym zważywszy na – jakże często - genialnych „chudych literatów” polskich…

-- BAĆ SIĘ NALEŻY TYLKO MAŁYCH LUDZI Z KOMPLEKSAMI! Tych dużych i silnych nigdy się nie boję – oni są mniej agresywni, nie myślą bez przerwy o tym, jak zniszczyć przeciwnika, dla zasady, niejako na zapas…

-- Bo Pan sam jest duży i silny. Ale może wróćmy do powodu opowieści o pięknym profesorze…

-- Aaa… Więc mówią o nim, że miał 400 nieślubnych dzieci.... Nieźle, co?

-- Wydajny…

-- Wydajny, wydajny. A kraj jego idzie w górę, rządzony przez jego dzieci.

-- Klan rodzinny – też nieźle!

-- Zawsze jestem za istnieniem klik, klanów, koterii. Uważam, że rządzić powinno się towarzysko. Ludzie wtedy lepiej się rozumieją…

-- No to jest Pan szczęśliwy… A co z tymi poza klanem… Słynie Pan z oryginalnych poglądów. Ale dalej nie rozumem roli tego profesora w naszej rozmowie o cechach Prawdziwego Mężczyzny?

-- Właśnie uważam, że w Polsce potrzebny jest taki typ mężczyzny. Potrzeby na gwałt!

-- Piękny naukowiec?

-- Nie, to nie ważne. Profesor był przede wszystkim Dżentelmenem – człowiekiem dobrze wychowanym, z kindersztubą, żyjącym i zachowującym się według przyjętych norm. Był reliktem epoki, która odeszła. To przyciągało doń kobiety, które, jak mówiłem, mają wrodzony instynkt selekcjonowania cech potrzebnych Narodowi do przetrwania. Dziś – na przekór temu, co się dzieje – również podstawowym kryterium męskości powinna być DŻENTELMENERIA  - czy ktoś jest dżentelmenem, czy nie.

-- Czyli kobiety powinny zadawać się wyłącznie z dżentelmenami? Jak odróżnić, kto nim nie jest?...

-- Gdybym był kobietą odtrącałbym tych wszystkich aroganckich impertynentów z tak zwaną „kasą”, nowobogackich, siorbiących zupę , nie ważne, czy w stołówce uniwersyteckiej czy w restauracji klasy super-extra-luks, obrażających się z byle powodu, obrażających bliźnich – z byle powodu i obrażających swoje kobiety. Właśnie – ten styl życia nastawiony na nieustanne obrażanie; obrażanie i lekceważenie ludzi!!! To okropne i przerażające! To było kiedyś nie do pomyślenia. Obraza to jest coś – co trzeba umieć wyważyć, wysmakować i „WYPOJEDYNKOWAĆ”.

-- Czy dżentelmenem się jest, czy też można nim zostać?

-- I tak, i nie. Niektórzy są dżentelmenami od urodzenia, inni dzięki usilnej pracy i podpatrywaniu najlepszych wzorców mają szanse stać się nimi. U nas o te wzory – tych prawdziwych mężczyzn – szalenie trudno.

-- Czy dżentelmen nie musi być mądry?

-- Są dwie możliwości: albo mądry, albo dobrze urodzony, czyli posiadający pewne cechy KONTYNUACJI, które są mądrością zbiorową narodu lub grupy społecznej. Świetnie wyraził to Gombrowicz w „Operetce”, kiedy każe księciu Himalajowi  stwierdzić: „jestem idiotą, bęcwałem, kretynem, ale mój idiotyzm, kretynizm i bęcwalstwo – są idiotyzmem, kretynizmem i bęcwalstwem księcia”. Co to znaczy? Że ma on tyle cech odziedziczonych, wyuczonych, że może obejść się bez mądrości.

-- A Pan, w której grupie się czuje, sytuuje...?

-- O sobie trudno mówić takie rzeczy. Na jednej ze swoich pierwszych wystaw napisałem wielki transparent: „Dzieci, bierzcie przykład z Byka – taki wielki, a taki skromny”. A poważnie – czuję się i zawsze tak się czułem, nawet w momentach, kiedy bardzo lewicowałem (każdy porządny, dążący do sprawiedliwości człowiek - musi przez to przejść, jak przez odrę), synem i kontynuatorem swojej klasy ziemiańskiej. Tak zostałem wychowany.

-- Nie czuje się Pan reliktem zamierzchłej epoki?

-- Nie! W żadnym wypadku – wtedy przestałbym funkcjonować jako artysta. Kontynuowanie tradycji nie przeszkadza w tym, by znajdować się nawet, gdzieś tam w okolicach awangardy.

-- A czy dżentelmen musi być piękny?

-- Mężczyzna musi dbać o swój wygląd, o to, żeby mieć odpowiednie mięśnie, strój – to daje dobre samopoczucie i pewność siebie. Mężczyzna ma w tym względzie łatwiej niż kobieta, bo istnieją ścisłe reguły w stroju męskim – wiadomo, że nie wolno ubrać brązowych skarpet do granatowego ubrania, wiadomo też jaki krawat na jaką porę. Mężczyzna musi też  siebie wymyślić – mieć odpowiednią fryzurę, odpowiednio się poruszać, używać dobrej żyletki i dobrej wody po goleniu.

--  A co do Duszy? To mnie szczególnie ciekawi?...

-- Tak. Tuż po wojnie, w mrocznych czasach stalinowskich, umierał pewien niesłychanie elegancki starszy pan – wuj mego przyjaciela. Wezwał go do siebie, aby przekazać mu w testamencie wskazania: kołnierzyki do krochmalenia woź do Wiednia, a gorsety do koszul frakowych najlepiej krochmalą siostry Klaryski. Rzucił też jeszcze parę uwag o tym, co z jakiego sukna i płótna, i umarł był. Mój przyjaciel pomyślał, że to pełny idiotyzm, abstrakcja. A ja zastanawiam się, czy mam coś takiego do przekazania swemu synowi.

-- Byłby to snobizm w najwyższym gatunku!

-- Ach, snobizm! Kochajmy snobów, dajmy im stypendia…!!!

-- Pan powinien ufundować, jako pierwszy.

-- A wie pan – zastanawiałem się, czy jakiemuś młodemu malarzowi nie przyznać stypendium – ale nie, ja muszę rzeczywiście ufundować stypendium dla największego snoba w naszym kraju.

-- Nie wiadomo, czy sam sobie nie musiałby Pan go wypłacać.

-- Ja nie jestem snobem. U mnie pewne rzeczy weszły w NORMĘ.

-- Może rzeczywiście – Pan przekroczył jakąś barierę snobizmu, Pan nie jest snobem, tylko Franciszkiem Starowieyskim. I skoro funkcjonuje Pan u nas jako wzór pełnokrwistego mężczyzny-dżentelmena, chcę wydobyć na światło dzienne jeszcze jedną Pańską cechę: zapalony kolekcjoner. Czy to też nieodzowny atrybut prawdziwego mężczyzny?

-- Mężczyźnie potrzebna jest jakaś pasja, obojętnie co to jest – zbieractwo, polowania, jazda konna, ryby, szachy, itp. Musi on mieć odskocznię od pracy zawodowej, bo gdy za dużo o niej myśli, pogłębia swoje błędy.

-- Pan wybrał kolekcjonowanie dzieł sztuki.

-- Nie traktuję swojej pasji jako gromadzenia cennych przedmiotów. Mnie zawsze pociągała historia. Nie znajdując w książkach jasnej odpowiedzi na wiele pytań, chciałem ją uzyskać przy użyciu wyobraźni, potrafi więcej powiedzieć, niż niejedna książka. Tak traktuję swoje zbiory.

-- I jakich „świadków” Pan posiada?

-- Różnych. Są to zawsze wielkie romanse z jakimś okresem historii. Raz były to zegary, kiedy indziej rzeźba gotyku, przerzucałem się też na porcelanę, numizmaty, broń, meble. Każdy temat lubiłem zgłębić, dobrze poznać tych moich „świadków”.

-- Przyznam – ta męska pasja kojarzy mi się z ciepłymi kapciami, bonżurką i słabą herbatką na długie, kolekcjonerskie wieczory. Swoją drogą dobrze też pasuje do wizerunku Pańskiego dżentelmena…

-- Na Boga… – nie myślmy o tym panu, jako o nudnym kłapciu. Znajomość form jest tylko bazą, potem trzeba iść dalej. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób   TWÓRCZO PRZEKRACZAĆ GRANICE przepisów dobrego wychowania, nie niszcząc ich! Przed wojną stara księżna Czetwertyńska, taka „first lady” Warszawy, zapytana co sądzi o pewnym dobrze ułożonym młodzieńcu, który gdzieś tam się pojawił, odpowiedziała: bardzo pozytywny młody człowiek, tylko gdyby   jeszcze „dupa” głośno powiedzieć umiał, byłoby dobrze. A to się umie, albo nie.

-- Oj, ciężka droga czeka ewentualnych kandydatów na dżentelmenów – nie ma już księżnej Czetwertyńskiej, a „pięknych profesorów” i Franciszków Starowieyskich też coraz mniej. Kto będzie dawał przykłady i wskazówki, gdy wokół rozprzestrzenia się Tupet, Hucpa i straszliwa choroba: „schamienie rozsiane”?!

-- No, niestety… Ale niech Pan pamięta, bo rozmawialiśmy tu również prywatnie o wielu, wielu sprawach: Niech pan nigdy nie walczy z chamem, bo tylko wbija pan go w dumę! Którą obnosi jako patos pustki własnej osobowości!

-------------------------------------------------------------------------------

FRANCISZEK STAROWIEYSKI - był wiecznie młody. Twarz polskiej szkoły plakatu. Potrafił malować nawet pędzlem do golenia i to nie byle czyim, bo samego Marka Hłaski. Prowokator. Miłośnik kobiet. Bohater głośnych skandali i anegdot w PRL-u. Zmarł po ciężkiej chorobie 23 lutego 2009r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura