Beata Tyszkiewicz. Foto: Brak agencji - udostępniane
Beata Tyszkiewicz. Foto: Brak agencji - udostępniane
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
4528
BLOG

Beata Tyszkiewicz: - Giniemy w powodzi hochsztaplerstwa

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 4

Z BEATĄ TYSZKIEWICZ –  rozmawiał Marek Różycki jr

 

     Ponieważ dziennikarze są w tym kraju zbyt skromnie opłacani, by wiedzieć o czymkolwiek, co nadaje się do publikacji, wymyśliłem ankietę-kwestionariusz, którą opracowałem na podstawie pytań zawartych w setkach listów i meili, napływających do redakcji magazynów z całego świata, od wielbicieli talentu gwiazd – zainteresowanych wybitnym artystą.

      Na mój kwestionariusz odpowiedzieli między innymi – Brigitte Bardot, Jean Paul Belmondo, Michael York, Gerard Depardieu, Alain Delon,  Kris Kristofferson, Kurt Russell i inni.

-------------------------------------------------------------------------

-- Pani Beato, rozmawialiśmy, gdy była już Pani gwiazdą w kraju socjalistycznym. Udzieliła Pani niezliczoną ilość wywiadów, których pytania często powtarzały się. Przeczytałem ich ich ponad dwieście… Obecnie – proszą o pewną summę – kwintesencję wypowiedzi – z pytaniami ankiety zwracam się do Pani. Na wstępie jednak proszę o „definicję” pojęcia gwiazdy.

-- Nie byłam nigdy gwiazdą na Zachodzie i trudno jest mi mówić o warunkach, które muszą być spełnione, by uzyskać ten status. Myślę jednak, że nie szanujemy się wystarczająco, żeby coś więcej osiągnąć. Tak  więc najpierw błąd tkwi w nas samych. Zgadzamy się na wszystko, przyjmujemy każde warunki i często wszystkie propozycje, bo musimy żyć. Trudno zaś stawiać warunki, gdy u nas wszyscy są do zastąpienia… Ja nie byłam w takiej sytuacji, ale wiem, jak często przychodziło mi walczyć o prawa moich koleżanek, które nie mogły sobie pozwolić na konflikt, otwartą walkę.

       Po pierwsze – wciąż nie ma pieniędzy. Zaczynają już być teraz – co prawda – dowolne stawki aktorów. Jeśli jednak tych spraw nie ureguluje się do końca – publiczność nie będzie oglądać tych naprawdę markowych aktorów, na których jej zależy. Myślę tu o wybitnych artystach o niekwestionowanym dorobku, którzy coraz częściej występują za granicą.

-- Dlaczego na Zachodzie aktorzy, autentyczne gwiazdy, otrzymują tak niewyobrażalnie wielkie honoraria?

-- Artyści ci skupiają wokół siebie cały sztab ludzi, profesjonalistów w różnych dziedzinach, którzy im te pieniądze zabierają: agentów, sekretarki, managerów, nawet stylistów i garderobiane. Oni to tworząc warunki dla funkcjonowania gwiazdy – żyją z niej. Oczywiście, można było być gwiazdą w krajach socjalistycznych. Byli i do dziś są tacy znani, wybitni artyści, szanowani i kochani przez widownię, ale mieli okropnie ciężkie życie. To jest ten typ gwiazd, których publiczność nie chce widzieć „na co dzień”. Nie godzi się z tym, że ukochana gwiazda nosi ciężkie siatki z zakupami, stoi w kolejkach, boryka się z przyziemnymi problemami, które niesie szara codzienność…

       To zaprzeczenie „gwiazdorstwa” – odarcie z mitu i pozbawienie nimbu tajemniczości. Publiczność chce mieć izolowanych artystów, którzy imponują nie tylko talentem i osiągnięciami artystycznymi, ale także warunkami w jakich żyją i sferą, w której się obracają. Jest to schemat – pewna tęsknota za czymś lepszym. U nas nie było warunków, żeby to osiągnąć. Obecnie to się nieco zmienia na lepsze.

-- ? ? !...

-- Nikt nie inwestuje w młodego aktora, który rokuje nadzieję, że jego talent może się rozwinąć, nie funkcjonuje mechanizm wyławiania i prowadzenia talentów – dlaczego zatem mechanizmy te miałyby funkcjonować w późniejszej karierze? U nas nie było jak dotąd takiej potrzeby. Nie uczyło się aktorów ani tańczyć, ani śpiewać, ani nawet savoir vivre’u. Kto powiedział, że aktor musi umieć jeździć na nartach, grać w tenisa czy jeździć konno? Oczywiście, kto mądry i ma środki finansowe – sam wciąż inwestuje w siebie! Utarło się, że to wszystko wspaniale zrobi to za niego dubler… Tylko różnica jest zasadnicza! Brak profesjonalizmu w zawodzie rodzi małe wymagania! Ale to warunki tworzą profesjonalistów. Niestety, nasze kino nie umie stworzyć tych warunków, warunków tym samym – wykreować PRAWDZIWEJ gwiazdy.

       Aktorzy nie umieją  ruszać się, bić, są niewygimnastykowani, nie znają obcych języków – poza nielicznymi, chlubnymi wyjątkami kolegów i koleżanek, którzy sami zdobywają te umiejętności i sprawności – inwestując w siebie. Gdy Daniel Olbrychski miał grać hokeistę – trenował grę w hokeja i sam sobie to załatwił. Podobnie było ze zdobywaniem tajników walki i kondycji boksera. Na przykład mnie nikt nigdy nie powiedział: wiesz, do tej roli musisz zgubić osiem kilo. Kogo u nas interesują takie „szczegóły”?!... Albo – jak człowiek wygląda w kostiumie, który mu uszyto. Zdarzało się, że gwiazdę ubierali w ten sam materiał, którym obita była kanapa, na której gwiazda siedziała. Wyglądało to tak, jakby dwie kanapy  tworzyły stwór o jednej głowie… Przeżyłam taką historię grając w „Lalce”. Nie mówię już o wyglądzie i ciężarze sukni wykonanej z aksamitu… Powie ktoś – szczegóły, drobiazgi, ale właśnie bez tej dbałości o szczegół i zabiegów o drobiazgi, nie powstanie arcydzieło.             

       Pytał pan o kondycję gwiazdy w kraju socjalistycznym? A jaka ona miała być w kontekście tych spraw? Sprawiedliwie jednak należy przyznać, że powstało w tym czasie wiele arcydzieł  - polskiej  szkoły filmowej -  dzięki geniuszowi twórców, niejako „chałupniczym sposobem”. Obecnie bardzo niewiele się zmieniło. Powiem więcej, w tych czasach sztuka przez wielkie „S” – została zupełnie zepchnięta na margines; produkcje zaś są prawie wyłącznie komercyjne. Pieniędzy na sztukę – nie tylko przecież filmową – prawie w ogóle nie ma! A ja na pytanie - jakie jest moje hobby, odpowiadam: grywam w filmach…

-- Horror niekompetencji i braku profesjonalizmu !...

      W naszym kraju trzeba samemu czuwać nad wszystkim. Być sobie menagerem, sekretarką, stylistką, garderobianą… Właśnie, tylko przyczynkiem do tego tematu jest sprawa ubioru, który zdobić ma człowieka, a szczególnie gwiazdę. Na całym świecie domy mody ubiegają się o to, by ubrać znaną aktorkę. U nas to zadanie spada na głowę samej zainteresowanej aktorki. Na szczęście ja nie mam czasu na film, bo mam mnóstwo innych zajęć. Dom, rodzina, poza tym uczestniczę w najrozmaitszych sprawach, angażuję się w ludzi i ich problemy. Często też jestem zapraszana jako juror – na przykład ostatnio do programu: „Taniec z gwiazdami”.

       W naszym kraju szansę mają tylko ci, którzy chcą być silniejsi od całego tego oporu, jaki ich blokuje. A przy tym musi zaistnieć nieprawdopodobny wręcz zbieg okoliczności, żeby ktoś naprawdę wartościowy się przebił. Najczęściej, niestety, obecnie przebija się miernota dzięki rozmaitym układom, powiązaniom, kolesiostwu itd. itd. W tym kontekście nieprawdopodobny był sukces Kieślowskiego. Ten sukces jest dziesięć razy większy niż by był w każdym innym kraju.

      Brakuje ludzi kompetentnych. Najbardziej brakuje nam w pracy profesjonalistów, ludzi z autorytetem – reżyserów, którym bez zastrzeżeń można się powierzyć. Brakuje fachowców z  dziedziny pisania scenariuszy –  na dzisiejsze czasy! W praktyce wygląda to tak, że często ja wiem lepiej, jak niektóre sceny zainscenizować, niż ludzie, z którymi pracuję. Szalenie delikatnie trzeba to umieć podpowiedzieć, żeby wynikało, że jest to ich spostrzeżenie, a nie moje. Tylko nieliczni – Wajda, Zanussi, Has – firmują przedsięwzięcie, pod którym można się podpisać bez obaw i zastrzeżeń.

-- Jak to wspaniale, że nie muszę grać... w mym ukochanym zawodzie. Nadal pozostaję sobą,  niezależny, samodzielny i – przede wszystkim - samorządny...

-- Boli to, że za polskim aktorem nikt nie stoi, nikt go nie reprezentuje, nie dba o jego interesy. Kiedyś Kowacs i Sabo zaprosili mnie do współpracy – Film Polski odpowiedział, że jestem zajęta… W ogóle do mnie nie zadzwonili!!!... Tak więc trudno uważać Film Polski za agenta.

       Nie mam żadnego etatu. Nie jestem związana z żadnym teatrem. Stać mnie na wolność. Mogę sobie na nią pozwolić. A jednocześnie tak potoczyły się moje losy, że jednak nadal gram w filmach. Cieszę się z każdej przerwy w zdjęciach, bo angażuje mnie mnóstwo spraw i wciąż jestem zajęta.

-- Czas na przystąpienie do pytań ankiety-kwestionariusza. Pani naczelna dewiza życiowa?

-- Maksimum na swoim odcinku i maksimum w bardzo różnych dziedzinach życia, które mnie interesują, pochłaniają, i w których chcę brać udział. Na przykład postawiłam sobie za cel, że ocalę i wyremontuję osiemnastowieczny dwór, rekonstruując zespół parkowy, że zajmę się problemem sieroctwa społecznego, a także sprawą prywatnych stypendiów dla bardzo dobrze uczących się dzieci. Każdy z nas może wykonać takie swoje maksimum życiowe. Chciałabym się angażować w wiele spraw, jednak otaczają nas częstokroć imitacje. Panuje dezinformacja, bałagan i ta specyficzna polska „niemożność”, przeróżne przeszkody i blokady. Do tego stopnia, że człowiek nie ma do niczego już zaufania – czuje się okłamany, bądź też nie wprowadzony w faktyczny stan organizacji, przedsięwzięć, inicjatyw. Z tej działalności dla innych czerpię satysfakcję. To moja siła napędowa, mój temperament.

       W sprawach zawodowych – grać to, co jest strictement dla mnie. Niczego sobie nie załatwiać do grania poprzez układy czy znajomości. Zjawiać się na planie tylko wówczas, gdy jest się tam potrzebnym i oczekiwanym. Nie korzystać z żadnych przywilejów i ułatwień. Starać się grać role, w których mogę mieć coś do powiedzenia, które dają  możliwość zagrania czegoś ponad własną wyobraźnię. Każdą propozycję pracy traktować serio.

-- Z czym kojarzy się Pani sukces?

-- Sukces to jest taki stan, który zadziwia samego człowieka – coś, co przerasta jego oczekiwania i wyobrażenia. Ja mam w filmie sukces prywatny. To znaczy – moja publiczność widzi mnie prywatnie w rolach, które gram. Nie widzą we mnie aktorki, tylko prywatnie Beatę Tyszkiewicz, która gra tę właśnie postać. Mój sukces traktuję w nieco innym sensie. To moje życie, ludzie, którymi jestem otoczona, moje dzieci. Dla innych jestem człowiekiem sukcesu, nagminnie przypisują mi role, których nigdy w życiu nie zagrałam… Nie wiem, skąd wziął się ten mit, który przylgnął do mnie. Ja sama tego nie pojmuję. Z tych ponad stu  filmów, w których zagrałam – mnie podobało się może 15 minut…

-- Co Pani robi, aby żyć w zgodzie z własnym sumieniem?

-- Nie realizuję tego wszystkiego, co sobie założyłam, zaplanowałam, więc nie mam czystego sumienia. W każdym tygodniu – brakuje mi tygodnia, a w każdym miesiącu – miesiąca… Mówiłam już, że staram się wykonywać maksimum w rozmaitych dziedzinach, które mnie zajmują i interesują. Zajmuję się rodziną, domem, pracuję społecznie, a także grywam w filmach.

       Uważam, że jest to jedyna na nas metoda, by każdy robił maksimum na własnym podwórku. Nigdy nie mówię – a co mnie to obchodzi? Otóż mnie zawsze wszystko bardzo obchodzi. Łatwo angażuję się w cudze sprawy, a sobą zajmuję się na końcu.

-- Czym jest dla Pani doświadczenie?

-- Z doświadczeniem zawodowym trzeba szalenie uważać, jest groźną wartością, która przeszkadza. Aktor powiela się, popada w manierę, stereotyp. Nie wolno zaufać doświadczeniu i zawsze należy powrócić do pozycji wyjściowej – „świeżego spojrzenia”, by coś nowego zagrać. Ignoruje się doświadczenie i stale prowadzi się przeciw niemu walkę. Bardzo wysoko cenię profesjonalizm; są aktorki, jak na przykład Meryl Streep, które umieją pogodzić świeżość, technikę i doświadczenie. Takim aktorem jest też Robert de Niro.

        Doświadczenie życiowe jest wyłącznie rozczarowaniem i zuboża nas. Z reguły doświadczenie jest gorzkie i każe nam wycofywać się z różnych życiowych pozycji albo też nie obdarzać kogoś zaufaniem. Po prostu – tracimy złudzenia...

-- Gdzie tkwią korzenie Pani osobowości?

-- Trudno powiedzieć, że to rodzina mnie ukształtowała, bo wychowywała mnie razem z moim bratem matka, która była bardzo zajęta i zapracowana. Myślę jednak, że ukształtowały mnie okoliczności, w które wkomponowała mnie moja mama. Ja się niczego nie boję, uwielbiam ludzi i mnie się wszystko musi łączyć z ludźmi; problemom wychodzę naprzeciw. Z domu wyniosłam ogładę, takt, ale takie były koleje losu, że wychowywałam się w internatach. Moja matka przez wiele lat prowadziła dom pracy twórczej dla ludzi kultury i sztuki, gdzie spotykałam najznakomitszych ludzi – od wielkich naukowców po wspaniałych pisarzy – między innymi profesora Sierpińskiego, profesora Gieysztora, profesora Hryniewieckiego, Marię Dąbrowską. Oczywiście, ja byłam małą dziewczynką, niemniej z nimi obcowałam i uczyłam się czegoś, przesiąkałam niezwykła atmosferą tego domu. Był to poniemiecki zamek z najpiękniejszymi meblami, obrazami. Urodziłam się za późno, by zapamiętać to z mego rodzinnego domu, bo za rok wybuchła wojna, wszystko zostało zrujnowane, a my wyszliśmy z jedną gimnazjalną kołdrą mamy…

      Mieszkałam w dziekance z Elką Czyżewską. Jadałyśmy jedną galaretkę owocową na spółkę, nosiłyśmy wspólne swetry i parę bucików…

      Widownia chce widzieć inne rzeczy. Pragnie widzieć zachowaną tradycję. Jak występuję w filmie w pięknym, stylowym wnętrzu – na pewno jest to mój dom… Kostiumy – to moje ubrania; zaś każde dziecko, z którym gram – jest moim własnym dzieckiem…

-- Kogo Pani podziwia?

-- Podziwiam ludzi dobrych, bezinteresownych, także tych, którzy konsekwentnie realizują swoje życiowe cele, wykorzystują talenty.

-- Czym Pani szczególnie  się chlubi?

-- Chlubię się tym, że staram się godzić wszystkie moje obowiązki i zajęcia, i z tym wszystkim sobie radzić. Chlubię się także tym, że kocham ludzi.

-- Czego Pani nie akceptuje?

-- Tego żałosnego, łatwego „gwiazdorstwa”, sprytu, hucpy, tupetu, hochsztaplerstwa, klik, układów, kolesiostwa, towarzystw wzajemnej adoracji,  łatwego zarobku, aroganckich ramion i „schamienia rozsianego”! Nie akceptuję bezczelności malującej się na twarzach ludzi, którzy nas oszukują, okradają. Nie akceptuję tej nienormalności, która w naszych warunkach stała się już normą.

-- Co zdaniem Pani znaczy kochać?

-- Dopełniać kogoś swoją osobą – charakterem, wrażliwością, umiejętnościami. Chodzi o to, by przyciągając się – pięknie się różnić, a nie ścierać i walczyć ze sobą. Kochać, to dać zezwolenie, carte blanche komuś, żeby nas dopełniał. Nie polega to na rywalizacji, walce, ścieraniu się – tylko na wzajemnej akceptacji i uzupełnianiu. Rywalizacja zabija miłość. W każdej sprawie, a w miłości szczególnie – najważniejsze jest partnerstwo i wyjście naprzeciw drugiemu człowiekowi. Prawda, czy też racja - ma przecież naturę dialogową.

-- Pani lęki, obsesje, kompleksy?

-- Trwoga, że nie zdążę. Nie zdążę ukończyć rozpoczętych prac, zadań. Nie zdążę  spełnić swego obowiązku wobec dzieci, które przecież dawno już są dorosłe. Dzieje się tak nie dlatego, że ja akurat za wysoko mierzę, tylko u nas wszystko jest tak szaleńczo nienormalnie utrudnione.    

      W zawodzie lęki są wówczas, gdy gra się w filmach zagranicznych. Grałam w kilku filmach węgierskich i tam bariera językowa, obyczaj – szalenie utrudniały pracę, rodziły stresy. Ucząc się tekstu – podpisywałam go pod konkretne czynności, co pozwalało mi zapamiętywać poszczególne kwestie. To są jedyne lęki,  jakich doświadczyłam w zawodzie.

--  Czy jeszcze chce Pani naprawiać świat?...

-- O naprawieniu świata nie myślę, może jedynie o podtrzymaniu i uchronieniu ginących w zastraszającym tempie wartości. Nasz kraj ma ponad dwa tysiące lat tradycji i kultury, a my wszystko, co najgorsze – odpady – małpujemy choćby ze Stanów, których korzenie sięgają ledwie 200 lat… Nastąpiła „Mc Donaldyzacja” kultury polskiej i zachowań rodaków! Myślę, że coraz bardziej brakuje nam wzorów określających gust, smak, styl, sposoby godnego życia i umiejętności bycia, które giną w powodzi hochsztaplerstwa. Tak jak tęsknimy za czystym powietrzem, wodą, mlekiem – tak samo brakuje nam wokoło czystych intencji, klarownych sytuacji i wiarygodnych zachowań! Coraz chętniej patrzę na zwierzęta, coraz mniej chętnie – na ludzi. Jakże smutno rozmyślać o dewaluacji przyjaźni!!! – w ogóle stosunków międzyludzkich a nawet  rodzinnych!

         A wracając do naprawiania świata, uważam – o czym wspominałam – że każdy powinien robić maksimum na swoim podwórku. Po co od razu naprawiać świat, gdy są drobne a dolegliwe sprawy leżące w zasięgu naszych możliwości a nawet – kompetencji… Poza tym powinniśmy być życzliwi i pomagać sobie wzajemnie, a nie mówić: „To twoja sprawa; to twój problem - i już… ” Po co zakładać nowe organizacje! To nie czas na organizacje. Jest to czas „porządkowania” siebie i swojego otoczenia!

 

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

BEATA MARIA TYSZKIEWICZ -  ur. 14 sierpnia 1938 r. w Wilanowie koło Warszawy - karierę rozpoczęła w wieku 16. lat w „Zemście” Antoniego Bohdziewicza. Po szkole podstawowej miała problemy z przyjęciem do gimnazjum ze względu na pochodzenie arystokratyczne (pochodzi z rodziny hrabiowskiej, pieczętującej się herbem Leliwa). Przyjęto ją po interwencji w Ministerstwie Kultury i Sztuki. W swoich wspomnieniach aktorka pisze: „Udział w filmie miał też swoje przykre konsekwencje. Na mojej cenzurze było aż jedenaście dwój, nawet z zachowania za nieobecność”. Musiała zmienić szkołę; do matury przygotowywała się w Liceum Sióstr Niepokalanek w Szymanowie. W latach 1957-1958 studiowała w warszawskiej PWST.

Po roku studiów została usunięta z uczelni. W 1973 r. otrzymała bez egzaminu uprawnienia aktorskie z Ministerstwa Kultury i Sztuki.

Córka hrabiego Krzysztofa Marii Tyszkiewicza i Barbary Rechowicz. Jest matką aktorek Karoliny Wajdy oraz Wiktorii Padlewskiej.

Sędzia programu TVN „Taniec z gwiazdami".

FILMOGRAFIA:

SERIALE:

Zobacz galerię zdjęć:

Beata Tyszkiewicz. From Wikimedia Commons, the free media repository
Beata Tyszkiewicz. From Wikimedia Commons, the free media repository Beata Tyszkiewicz. East News. Kadr z filmu "pierwszy dzień wolności", 1964.

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura