Wojciech Pokora 'w odsłonach' granych ról i prywatnie
Wojciech Pokora 'w odsłonach' granych ról i prywatnie
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
3924
BLOG

Więcej Pokory... Wojciecha!

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 16

W środowisku aktorskim uznawany jest przede wszystkim za bardzo skromnego człowieka. Choć największą popularność i sympatię widzów przyniosła mu rola… gosposi domowej Marysi w komedii "Poszukiwany, poszukiwana" Stanisława Barei, on sam przyznaje, że ten film to przekleństwo... Rozwiniemy ten wątek nieco dalej…

Aktor stworzył także pamiętną kreację w 7.-odcinkowym serialu dla dzieci "Przygody psa Cywila". Zagrał także hrabiego Żorża Ponimirskiego w "Karierze Nikodema Dyzmy" (1980). Tych znaczących i genialnych ról filmowych i teatralnych  – najczęściej komediowych -  w życiorysie artystycznym Wojciecha Pokory było bardzo, bardzo wiele.

Bez niego film polski byłby ubogi. To on stworzył niezapomniane kreacje, jak choćby - docent Furman w "Alternatywy 4", Ernst von Nogay w "C.K. Dezerterzy", genialny Żorż Ponimirski w "Karierze Nikodema Dyzmy"... Na swoim koncie ma występy w kabaretach "Owca" i "Dudek" oarz udział w telewizyjnym Kabarecie Olgi Lipińskiej, dopóki cenzura w III RP kabaretu nie zamknęła...

Perfekcjonizm, skromność i ... piękne nogi - to główne zalety Wojciecha Pokory. Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów, to głównie odtwórca niezapomnianych ról w komediach Stanisława Barei.

"Koledzy chwalili, że ma ładne nogi, on denerwował się" - wspominano na łamach "Tele Tygodnia" (2006, nr 11). Jednak między innymi właśnie dzięki zgrabnym nogom udało mu się stworzyć słynną w polskim kinie postać mężczyzny udającego kobietę - Stanisława Marii Rochowicza. Widzowie pokochali Pokorę w roli uroczej Marysi, która wozi cukier do produkcji bimbru w "Poszukiwanym, poszukiwanej" Stanisława Barei.

O Marysi mówił w jednym z wywiadów (1998, "Gazeta Wyborcza"): "Nie chciałem grać tej roli. Miałem świeżo w pamięci Lemmona i Curtisa z 'Pół żartem, pół serio'. Byłem pewien, że lepiej już nie można zagrać i nie trzeba. Ale Staszek Bareja nie dawał za wygraną. Wydzwaniał i przychodził do nas dniami i nocami. W końcu żona powiedziała: 'Weź tę rolę, bo inaczej nie dadzą nam spokoju'".

Słynne filmowe kreacje Pokory to także: zawistny inżynier Gajny w "Czterdziestolatku" Jerzego Gruzy (1974), Kowalski w "Brunecie wieczorową porą" Barei (1976), Żorż Ponimirski w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy" Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego (1980) oraz docent Zenobiusz Furman w serialu "Alternatywy 4" Barei (1983).

Pokora urodził się 2 października 1934 r. w Warszawie, a więc już niebawem będzie świętował 81 urodziny! Ukończył Technikum Budowy Silników Samolotowych. Nim rozpoczął karierę aktorską, przez kilka lat pracował w FSO. Studia w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej skończył w 1958 r. Potem aż do 1984 r. występował w Teatrze Dramatycznym. Karierę aktora teatralnego rozwijał m.in. w Teatrze Nowym (1984-90) i Kwadracie (1990-2001) oraz w kabaretach "Owca" i "Dudek".

Występując w spektaklach Teatru Telewizji, wcielił się m.in. w: Papkina w "Zemście" Fredry (1972), Żewakina w "Ożenku" Gogola (1976), Tobiasza w "Gwałtu, co się dzieje" Fredry (1992), adwokata w "Diabelskim nasieniu" Breszana (2001).

Sam także zajmuje się reżyserowaniem teatralnych komedii. Jednym z jego ulubionych autorów jest Ray Cooney, brytyjski mistrz współczesnej farsy, którego sztuki Pokora reżyserował kilkakrotnie i z dużym sukcesem. Bardzo dobrze przyjęto m.in. spektakl "Mayday" Cooneya w realizacji Pokory (miał premierę w 1994 r. w Teatrze Bagatela w Krakowie).

W 2005 r. w rozmowie z dziennikarzem "Trybuny" Wojciech Pokora wyznał był: "Coraz rzadziej zdarza mi się dobry humor. Bo i z czego tu się śmiać?! Czasami mam wrażenie, że znalazłem się w domu wariatów, a świat kompletnie oszalał".

Jest skromny, a ponadto - jak mówi się o nim w aktorskim środowisku - nieustannie dąży do zawodowej perfekcji. "Bardzo rzadko jestem zadowolony z granej przez siebie roli. Uważam, że mógłbym to zagrać znacznie lepiej" - mówił w tym samym wywiadzie.

WOJCIECH POKORA, który kończy 2 października br. roku 82 lata -- najlepiej sam opowiada o swoim życiu:

""Urodziłem się w Warszawie i choć moje dzieciństwo przerwała wojna, nie odczułem jej zbyt brutalnie na własnej skórze. Gdy tylko to wszystko się zaczęło, z całą rodziną uciekliśmy na wieś. Ojciec Wacław zorganizował transport, załadowaliśmy się i pojechaliśmy. To była spokojna mazowiecka wieś. Czas spędzałem głównie z mamą Janiną, bo tata pracował w Warszawie i dopiero pod wieczór wracał do domu.

Byłem przeciętnym rozrabiaką. I łakomczuchem. Pamiętam, że uwielbiałem lody i potrafiłem zdobywać na nie pieniądze. Mój ojciec miał pięciu braci. Gdy miałem trzy-cztery lata, stryjowie wracając z pracy dawali mi kilka drobniaków. Stałem w bramie i od każdego wyłudzałem 5, czasem 10 groszy...

Mimo wojny chodziłem do prywatnej szkoły. Zorganizował ją jeden miejscowy nauczyciel z żoną. Po okupacji, ponieważ wszyscy moi stryjowie byli inżynierami, poszedłem do technikum budowy silników samolotowych w Warszawie. Po maturze razem z Jerzym Turkiem (†76 l.) dostaliśmy nakaz - bo wtedy dostawało się nakazy pracy - do FSO. Mieliśmy pracować tam trzy lata, a przepracowaliśmy rok.

Tam właśnie zaczęła się moja przygoda z aktorstwem. W FSO aktorów z Teatru Powszechnego zapraszano, aby przygotowywali akademie okolicznościowe. W pewnym momencie wspólnie doszli do wniosku, że w FSO jest dużo młodzieży i trzeba wciągnąć ją w organizację takich imprez. Część aktorów podjęła się więc założenia amatorskiego kółka aktorskiego.

Mnie i Turkowi nie za bardzo chciało się pracować w fabryce. Postanowiliśmy więc iść do szkoły oficerskiej. Mieliśmy w ręku już gotowe pisma, wystarczyło, że podpisze je nasza dyrekcja, ale zobaczyliśmy plakat o naborze do amatorskiego kółka teatralnego. Poszliśmy tam z ciekawości. Najbardziej podobało nam się to, że było tam mnóstwo dziewcząt. Wspaniałych, uroczych, pięknych i przede wszystkim z administracji. To bardzo mi imponowało i być może dlatego postanowiłem regularnie uczestniczyć w zajęciach tego koła.

Potem okazało się, że i ja, i Turek mamy talent. Aktor Jerzy Tkaczyk (†83 l.) powiedział nam, że najlepiej byłoby, gdybyśmy poszli do szkoły teatralnej, bo widzą w nas jakieś źdźbło talentu i pewnie zostaniemy przyjęci. Postanowiliśmy spróbować. To była wiosna, mieliśmy przygotowanych kilka wierszy na 1 maja. Przesłuchiwał nas sam Aleksander Zelwerowicz (†88 l.). Strasznie się z nas śmiał, ale zdaliśmy. Zostaliśmy przyjęci na wydział estradowy, ale po roku byliśmy już na aktorskim.

Szkołę wspominam fantastycznie. Uczyli nas profesorowie, którzy co prawda niewiele mieli wspólnego z dydaktyką, ale byli wspaniałymi aktorami, pokazywali nam, jak powinniśmy grać. Po skończeniu szkoły trafiłem do Teatru Dramatycznego. I tak znalazłem się wśród fantastycznych aktorów…

Pierwszą sztuką, w której wystąpiłem, były "Parady" Potockiego. Grałem z Barbarą Krafftówną i Wiesławem Gołasem. Razem z Wiesiem wymyśliliśmy sobie scenę pojedynku. Z tym przedstawieniem pojechaliśmy do Francji. Otrzymaliśmy rewelacyjne recenzje, a dziennik "Le Figaro" napisał: "Takiego stylu szermierki, jak w wykonaniu Gołasa i Pokory nie widziała Francja od czasów >>Trzech muszkieterów<<"…</p>

Na Gołasa... byłem i jestem strasznie uczulony... Nie mogę go słuchać, patrzeć na niego, bo zaraz się śmieję. Zazwyczaj trudno jest mnie rozśmieszyć, ale ten drań ma w sobie coś takiego, że doprowadza mnie do łez. Czasem musiałem schodzić ze sceny, gdy wspólnie graliśmy, bo nie byłem w stanie mówić...

Pamiętam, gdy w sztuce "Romulus Wielki" wcielałem się w podwładnego, który przynosił tacę z jedzeniem. Byłem Rzymianinem i chodziłem w sandałach. Zostawiałem je za kulisami, bo garderoba znajdowała się na drugim piętrze. Któregoś razu Gołas długo mnie zagadywał, po czym w ostatniej chwili przypomniał, że mam już wchodzić na scenę. Wsunąłem nogi w te sandały, chciałem iść i nagle runąłem na ziemię jak długi.

Okazało się, że Wiesio przybił mi je gwoździami do sceny. Cały teatr się śmiał, dla mnie to była katastrofa. Do dziś jednak jesteśmy z Gołasem najlepszymi przyjaciółmi, a te żarty wspominamy z łezką w oku.

O ile lubiłem grać w teatrze i uważam, że nieźle mi to idzie, o tyle uważam, że w filmie gram bardzo źle. Nie udało mi się jednak odmówić Stasiowi Barei. To był wspaniały reżyser, dusza człowiek. Zanim jednak namówił mnie na zagranie w filmie "Poszukiwany, poszukiwana", upłynęło sporo czasu.

Ten film ukazałby się niedługo po tym, kiedy w Polsce popularny był film z 1959 r. "Pół żartem, pół serio", w którym Tony Curtis oraz Jack Lemmon grali dziewczyny i zrobili to tak wspaniale, że nikt lepiej by tego nie zrobił. Nie chciałem ich naśladować, więc broniłem się jak mogłem. Nie chodziło o to, że bałem się grać kobietę, ale nie było sensu kopiować tego, co było dobre. W końcu musiałem się zgodzić.

Moja żona Hania miała dość nachodzenia nas w domu i powiedziała mi, żebym to zrobił, żeby się odczepili. Zastrzegłem jednak, że muszą wyrobić się w miesiąc, bo mam wykupione wczasy w Bułgarii i nie chcę, żeby mi przepadły. Skończyliśmy w trzy tygodnie...

W filmie grałem w sukienkach i peruce Hani, bo wtedy peruki były modne. Kupowane miałem tylko buty, bo żona ma małą stopę, a ja bardzo dużą. Zrobiłem to, choć nie miałem do tego serca, nie przyłożyłem się. Gdybym inaczej do niego podszedł, to może byłbym jeszcze lepszy. Tak czy inaczej zdobyłem dzięki filmowi ogromną popularność. Musiałem zmieniać numery telefonów, mieszkania.

Niektórzy krzyczeli za mną "Marysiu, Marysiu ja cię angażuję, ugotuj mi kluski!". Strasznie mnie to męczyło, ale miało też swoje plusy, bo to były dość ciężkie czasy. Mogłem korzystać z popularności i otrzymywać szybciej to, o co inni musieli walczyć.

Moją żonę Hannę poznałem, gdy zdawała do szkoły teatralnej. Przygotowywałem ją do egzaminów i spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Nie od razu jednak pozwoliła mi się do siebie zbliżyć, ale jakoś się dogadaliśmy i jesteśmy już razem od 50 lat. Dziś jestem na emeryturze, odpoczywam, ale grywam jeszcze w teatrze. Mam dwie córki. Młodsza Magda mieszka w Bretanii, starsza Anna w Polsce. Z wnuków tylko wnuczka Agata poszła w moje ślady i uczy się w szkole teatralnej. W sumie mam cztery wnuczki i jednego wnuka Zbysia."" ( Za: Se.pl )

Szybko dołączył do zakładowego kółka artystycznego. Aktor Teatru Powszechnego Jerzy Tkaczyk, który opiekował się kołem, przekonał Pokorę, by ten podszedł do egzaminów wstępnych na warszawską PWST. Wojciech dostał się do szkoły teatralnej, co wzbudziło ogromną niechęć jego rodziny. Rodzice nie byli w stanie zaakceptować aktorskiej pasji Pokory, więc przyszły aktor mógł liczyć tylko na siebie. W czasie studiów zagrał Williama w „Jak wam się podoba” Williama Shakespeare, w reż. Władysława Krasnowieckiego (1957). Na przyszłego aktora duży wpływ mieli znakomici artyści i pedagodzy warszawskiej PWST: Hanna Bielicka, Kazimierz Rudzki, Ludwik Sempoliński, Aleksander Zelwerowicz. Po latach Pokora wrócił do szkoły teatralnej w charakterze wykładowcy.

W 1958 roku ukończył wydział estrady i dostał angaż w stołecznym Teatrze Dramatycznym. Początkowo obsadzano go w epizodycznych rolach dramatycznych. Po latach wspominał, że w owym czasie Wiesław Gołas często stroił sobie z niego żarty w czasie wspólnych występów na scenie.

Pierwsza poważna, a przy tym komediowa rola – o czym już wspomniałem -   to Leander w „Paradach” Jana Potockiego, w reż. Ewy Bonackiej (1959). W Teatrze Dramatycznym Wojciech pracował do 1984 roku, występując w takich przedstawieniach jak: „Wędrówki mistrza Kościeja” Michela de Ghelderode, reż. Ludwik Rene (1965), „Szkoła żon” Moliera, reż. Jan Świderski (1966), „Czarna komedia” Petera Shaffera, reż. Piotr Piaskowski (1969), „Kaligula” Alberta Camusa, reż. Andrzej Chrzanowski (1982), „Święta Joanna” George’a Bernarda Shaw, reż. Waldemar Śmigasiewicz (1984). Bardzo dobre recenzje przyniósł mu gościnny występ w Teatrze Rozmaitości w szekspirowskim „Poskromieniu złośnicy” w reż. Zbigniewa Bogdańskiego (1977), gdzie wcielił się w Petrukia.

Po przenosinach do Teatru Nowego wystąpił m.in. w roli Dyrektora teatru w „Fauście” Wolfganga Johanna Goethego, w reż. Bohdana Cybulskiego (1989). W 1991 roku znów zmienił miejsce pracy. Tym razem wybrał specjalizujący się w wystawianiu lekkiego, komediowego repertuaru Teatr Kwadrat, w którym pozostał do czasu przejścia na emeryturę w 2001 roku. W latach 90. kilkakrotnie reżyserował przedstawienia teatralne. Sztuka „Mayday” Raya Cooneya w reżyserii Pokory święciła triumfy na scenach teatralnych w Krakowie, Warszawie, Częstochowie, Wrocławiu i Katowicach.

Wśród najważniejszych kreacji Wojciecha w Teatrze Telewizji można wymienić postać: Michała Lageny w „Dożywociu” Aleksandra Fredry w reż. Jacka Woszczerowicza (1968), Joego w „Przygodzie w Manon Farm” wg „Klubu Pickwicka” Karola Dickensa, w reż. Lecha Komarnickiego (1971), Papkina w „Zemście” Fredry, w reż. Jana Świderskiego (1972), Żewakina w „Ożenku” Mikołaja Gogola, w reż. Ewy Bonaskiej (1976) czy Heliodora w „Marcowym kawalerze” Józefa Blizińskiego, w reż. Józefa Słotwińskiego (1980).

Przez wiele lat bawił publiczność występując w kabaretach „Owca” i „Dudek”. W latach 60. dołączył do zespołu tworzącego program kabaretowy Olgi Lipińskiej. Serca słuchaczy radiowych podbił rolą Kazia w kabarecie Jerzego Dobrowolskiego.

Niewiele ról filmowych przyniosło mu satysfakcję. Nigdy nie lubił X Muzy. Uważa się za bardzo złego aktora filmowego. W 1953 roku debiutował w epizodzie w „Przygodzie na Mariensztacie” Leonarda Buczkowskiego. Pojawił się w „Zezowatym szczęściu” (1960) Andrzeja Munka i „Piekle i niebie” (1966) Stanisława Różewicza. W 1970 roku zagrał w kultowych filmach - między innymi: „Hydrozagadka” Andrzeja Kondriatuka i „Rejs” Marka Piwowskiego.

Wystąpił w wielu filmach Stanisława Barei: „Mąż swojej żony” (1960), „Małżeństwo z rozsądku” (1966), „Nie ma róży bez końca” (1974), „Brunet wieczorową porą” (1976), „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” (1978),  „Miś” (1980). Ogromną popularność – o czym już wspominałem - przyniosła aktorowi rola Marysi w „Poszukiwanym, poszukiwanej”. Jako von Nogay, austriacki oficer o małej inteligencji a dużej władzy, właściciel papugi, wystąpił w „CK Dezerterach” (1985) i sequelu pt. „Złoto dezerterów” (1998) Janusza Majewskiego.

Za swoje najlepsze osiągnięcie filmowe uważa rolę zwariowanego hrabiego Żorża Ponimirskiego w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy” (1980) Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego. Ciekawą kreację Lisieckiego, subiekta w sklepie Wokulskiego, stworzył w serialu „Lalka” (1977) Ryszarda Bera. Widzowie telewizyjni pamiętają Pokorę z: „Przygód psa Cywila” (1968) Krzysztofa Szmegiera, „Czterdziestolatka” (1974) i kontynuacji pt. „40-latek 20 lat później” (1993) Jerzego Gruzy oraz „Alternatyw 4” (1982) Barei i „Tygrysów Europy” (1999) Gruzy.

Swoją żonę Pokora poznał jeszcze w czasach szkolnych. Mają dwie córki. Żona zajmowała się reklamą i pracowała w teatrze. Współpracowała m.in. z Lipińską przy Kabarecie Olgi Lipińskiej. Córki, tak jak matka, zajmują się reklamą. Pokora ma trzy wnuczki i wnuka, swojego imiennika.

Wojciech lubi towarzystwo innych osób, ale ma niewielu prawdziwych przyjaciół. Wolny czas spędza na działce lub w lesie. Dużo czyta, a jego ulubionym autorem jest brytyjski pisarz Ray Cooney. Pokora uwielbia psy. Jednego przedstawiciela tego gatunku - Asteriksa Venę west highland white terriera - dostał w prezencie urodzinowym od żony.

W 1978 roku otrzymał Złoty Krzyż Zasługi, a w 2000 odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd podczas festiwalu w Międzyzdrojach. Marzy o roli profesora Higginsa z „Pigmaliona” George'a Bernarda Shawa.

Wielką dumą Wojciecha Pokory jest jego zjawiskowa, przepiękna i utalentowana wnuczka: Agata Nizińska, która także jest aktorką.

------------------------------------------------------------------------

PS. Bibliografia i źródła podane w tekście oraz moje publikacje w "Scenie", Magazynie "TIM", rozmowa dla "Tygodnika Kulturalnego", Encyklopedia Filmu

Marr jr.

Zobacz galerię zdjęć:

Wojciech Pokora. Kadr z komedii Stanisława Barei - "Poszukiwany, Poszukiwana"
Wojciech Pokora. Kadr z komedii Stanisława Barei - "Poszukiwany, Poszukiwana" Wojciech Pokora, jako genialny Żorż Ponimirski. Kadr z filmu: "Kariera Nikodema Dyzmy" Wojciech Pokora z wnuczką - Agatą Nizińską

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura