Marek Różycki jr Marek Różycki jr
3443
BLOG

Urodzinowy folk-felieton...

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 33

Wsi spokojna, wsi wesoła, / Głoszę twoją chwałę, / I do miasta sobie jadę, / Mieszkać w nim na stałe. -- Jan Sztaudynger

Właśnie dostałem list od czytelnika -- radiosłuchacza: "Jedynki to wszyscy słuchają, a wy tu lansujecie tylko te miastowe listy przebojów, takich różnych kapel i muzyków – co to się na nich później nasz polski naród snobuje. A zapomnieliście o swych korzeniach. To tak słychać, jakbyście zapomnieli z czyjej ręki wasz chleb...!

To już nie ma miejsca na ludową listę przebojów i przyśpiewek wiejskich?! Poza tym zmieńcie ten felieton. Ja wam dobrze radzę! Taki, dajmy na to, country-poem albo GOK-story, czy też folk-felieton powinien znaleźć się na tym miejscu! W zdrowej formie – zdrowe treści. Cudzych chwalicie, a swego nie znacie...!"

Zatem pokornie odrabiam serwituty, powracam w swe rodzinne strony „bliższej ojczyzny” – do Zakopanego, gdzie rodowód mój i korzenie. Fakt, to były piękne czasy spędzone w willi prof. Karola Kłosowskiego – ostatniego młodopolskiego malarza – w której pomieszkiwali m.in. Orkan, Witkiewicz, siostry Skłodowskie, Kasprowicz, Żeromski, no i ja z rodzicami…;)))

Być może idealizuję, ale pamiętam tę radość życia i prostotę doznań, kiedy śpiewałem:

                     Ciesom mnie piyniązki,

                      kiedy som, kiedy som,

                      kie piyniązków ni ma,

                      ciesy mnie dziywcina.

Taak, wówczas wiedziałem, czego chcę od życia: Nic se mnie nie ciesy, / ino trzi talenta: / śpiywanie i granie, / i piekne dziywcęta...

Przyznaję, byłem bezkompromisowy. Stępiłem swą wrażliwość pod wpływem układów miejskich. Dziś baranek jestem (do czasu). Kiedyś wyznawałem inną filozofię:

                     Pódem do hareśtu

                     za jednego ćłeka,

                     ale skurwysyna

                     mogiła go ceka.

Nic to, że później świeciłem oczyma. Na obronę miałem zawsze ciupazkę:

                     Ej, jo w turnickach wyrós,

                     mie turnicki ciesom;

                     ej, kie mie nie zabili,

                     to mie nie uobwiesom!

Wrodzony optymizm cechuje mnie do dziś, choć otoczony wilkami jestem (przepraszam wilki, bo ludzie są gorsi...!). Muszę przyznać się bez bicia – nie byłem stały w uczuciach:

                     Serce moje, serce,

                     nie ma w tobie granic,

                     kuochałef dziywcyne –

                     dziś jo ni mom za nic.

Ale poprzestawałem na małym; nigdy nie byłem pazerny:

                     Malućkie dziywce móm,

                     malućkie mi słuzi,

                     bo z małyj fajecki

                     to sie dobrze kurzi. (...)

                     Malućkie dziywce mom,

                     dużej mi nie trzeba,

                     cóż po mi grabinie,

                     nie póde do nieba.

Ale hardy byłem zawsze, do przesady charakterny:

                   Jo póde wiyrsickiem,

                   ty pódzies duolinom,

                   jak sie nie zejdzieme,

                   to se wezne inom!

Były także  smutki, z których jednakże leczyłem się prędko:

                   Miołek se dziywcine,

                   miołek sie ś niom zenić,

                   ale sielma beła –

                   musiołek uodmienić.

I nieobca mi była satysfakcja, którą dzieliłem się ze światem przyśpiewką:

                  Całujze mnie w dupe,

                  kiedyś mnie nie fciała,

                  jo sie juz uozeniuł,

                  tyś sie nie wydała!

Kiedy życie na wsi dopiekło – uciekłem do miasta. Jeszcze ta refleksja:

                   Biydo moja, biydo,

                   co sie po mnie hukas –

                   jak mnie w domu ni ma,

                   to mnie po wsi sukas.

A z miastem, jak z dziewczyną, która kraśnieje z  o d d a l i :

                   Na wiyrsycku stoła,

                   pieknie wyglondoła,

                   a kijem do niej przyseł,

                   jeden zuombek mioła…

Pozostała nostalgia, wspomnienia i idealizujący upływ czasu. Kraina szczęśliwości lat dziecięcych i młodości:

                  Zasumioły góry,

                  zasumioły lasy,

                  kany się podzioły,

                  nase dawne casy?....

-------------------------------------------------------------------------------------------

P.S.

Przed laty prowadzi Józef Krzeptowski wycieczkę. Opowiada składne i dowcipne dykteryjki. Wszyscy się śmieją. Tylko jeden facet smutny i chmurny. Przewodnik zagaduje:

-- Panocku, a dyć co wom ta lezy na wnątrzu?

– Zasępiony młody człowiek wyznaje: -- Właśnie dostałem depeszę z domu, że żona jest bardzo ciężko chora. A musicie wiedzieć góralu, że żonę mam bardzo młodą i bardzo piękną...

Józek zasępił się, ale nie stracił rezonu i wypalił: -- Eee tam! Gozej be beło, kiej byśto mieli babe staro a zdrowo...! :D

Tym tropem należy podążać...! ;)

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Siedzi mocno zamyślony i "zafrasowany" góral w swej dorożce. Podchodzi turysta i pyta:
-- Co tak myślicie?
-- Waham się.
-- Czemu się wahacie?....
-- Wczoraj z żoną byliśmy na weselu. Mnie pobili, a żonę zgwałcili.
-- No i.... ?
-- Dzisiaj zaprosili nas na poprawiny. Żona idzie, a jo się waham... …:D

 

Marek Różycki jr   ;)))*

 

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Zakopiańska willa "Cicha" prof. Karola Kłosowskiego, ostatniego młodopolskiego malarza, w której mieszkałem do 16. r. życia
Zakopiańska willa "Cicha" prof. Karola Kłosowskiego, ostatniego młodopolskiego malarza, w której mieszkałem do 16. r. życia Zakopiańska willa "Cicha" prof. Karola Kłosowskiego, ostatniego młodopolskiego malarza, w której mieszkałem do 16. r. życia

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura