Marek Różycki jr Marek Różycki jr
7503
BLOG

Jan Kobuszewski - "zmarnowany Chaplin polskiego kina"

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 48

Edward Dziewoński wielokrotnie mówił mi, że bez Jana Kobuszewskiego – jego kabaret „Dudek” nie miałby duszy… W ogóle nie wyobrażał sobie kabaretu bez tego wybitnego aktora oraz znakomitego Wiesława Michnikowskiego. Zaś Król Polskiej Komedii, Stanisław Bareja – na moje pytanie: Dlaczego nie powstają filmy z Janem Kobuszewskim w roli głównej – odpowiadał mi niezmiennie, że Pan Jan lubi biesiadować do późnych godzin nocnych w gronie przyjaciół – aktorów i nie sposób go obudzić wczesnym rankiem, gdy rusza plan filmowy, bowiem Mistrz wywiesza kartkę, by go nie budzić przed 10 czy 11… Nie wiem, ile w tym prawdy, ale z pewnością nie powstał scenariusz godny Talentu Komediowego Mistrza Jana.

Dobroduszny Stanisław Bareja przestrzegał mnie przed rozmową z Janem Kobuszewskim, zważywszy na swoje doświadczenie ciętych ripost i docinków znanego z bezkompromisowego, ale i nieco złośliwego… poczucia humoru Mistrza. – Ja kładę uszy po sobie – mówił mi był Stanisław Bareja – ale ciebie może zbić z tropu i to do tego stopnia, że stracisz wątek…

Tak więc na razie o Mistrzu Janie… - opracowanie…

Obdarzony niebywałym talentem komediowym, aktor teatralny, filmowy, kabaretowy i telewizyjny, szerokiej publiczności znany głównie z ról komediowych oraz udziału w telewizyjnych programach rozrywkowych. Dziadek z audycji radiowej „Rodzina Poszepszyńskich”, narrator w telewizyjnej dobranocce o wróblu Ćwirku... Ale o tym za chwilę...

Urodził się 19 kwietnia 1934 roku w Warszawie. Do szkoły teatralnej dostał się dopiero za drugim razem. Skończył Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek i PWST w Warszawie (1956). Do 1976 roku występował na deskach Teatru Młodej Warszawy, później stołecznego Teatru Polskiego i Narodowego. Grał w takich sztukach, jak m.in. „Król Lear” Szekspira, „Płaszcz” Gogola, „Kordian” Słowackiego, „Dziady” Mickiewicza.

W 1976 roku związał się na stałe z komediowym Teatrem Kwadrat, z którym współpracuje do dziś (rola Rotmistrza w „Damach i huzarach” Fredry, rola Lisa w sztukach Sławomira Mrożka: „Lis aspirant”, „Polowanie na lisa”, „Serenada”). W 1991 roku wystąpił jako Lucky w sztuce „Czekając na Godota” Becketta, na scenie Teatru Narodowego. Od 1957 roku związany z Teatrem TV, do tej pory zagrał w ponad 60.-ciu spektaklach.

Zanim zasłynął jako aktor teatralny i filmowy, dał się poznać jako „śmieszny pan z telewizji”, w której pojawił się po raz pierwszy w 1955 roku. Wraz z Janem Kociniakiem występował w pierwszym cyklicznym programie satyrycznym w TVP - „Wielokropku” (od 1963 roku), ponadto regularnie brał udział w takich programach jak: Kabaret Starszych Panów, Kabaret Olgi Lipińskiej, Kabaret Dudek, „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna” oraz jako narrator „Bajek dla dorosłych” (lata 70.-te) – programu w reżyserii Janusza Rzeszewskiego.

Występował też w telewizyjnym Teatrze Komedia, obsadzany przed takich reżyserów, jak Olga Lipińska, Edward Dziewoński, Janusz Majewski. Z Dziewońskim związany był także na estradzie – był jednym z głównych aktorów założonego przez niego kabaretu „Dudek” (m.in. monolog „Pisać, pisać, pisać”, piosenki „A wójta się nie bójta”, „Małpa”).

Należy do tych aktorów, na widok których publiczność śmieje się w momencie, gdy tylko wyjdą na scenę. Nie bez powodu przylgnęła do niego etykietka komediowego aktora charakterystycznego. Swoją klasę w tej materii potwierdzał kolejnymi rolami, także filmowymi.

W filmie debiutował już w 1955 roku w „Godzinach nadziei” Jana Rybkowskiego. Zawsze występował w charakterystycznych rolach drugoplanowych bądź epizodycznych, najczęściej jako „fachowiec” – hydraulik („Wojna domowa” 1966, „Poszukiwany, poszukiwana” 1972), majster (serial „Tomek i pies” 1965), lekarz przyzakładowy („Nowy” i „Kłopotliwy gość” Jerzego Ziarnika), bufetowy („40-latek”1974), listonosz („Nie ma róży bez ognia” 1974), taksówkarz („Smarkula” Leonarda Buczkowskiego 1963), dostawca („Żona dla Australijczyka” 1963), kombinator mieszkaniowy („Alternaywy 4” 1983), czy kelner („Złoto” Wojciecha Hasa 1961). Dwukrotnie wystąpił w roli złodzieja („Zmiennicy” 1986 i „40-latek. 20 lat później”).

Zdarzały się też większe, nie komediowe role - w 1964 roku pojawił się w jednej z głównych ról fotoreportera Jana Buszewskiego w serialu TV „Barbara i Jan”, w 1979 – w roli Jana Dobosza w poetyckim filmie wojennym „...Cóżeś ty za pani...” Tadeusza Kijańskiego. Większe role odtwarzał też w filmach Janusza Rzeszewskiego – tajniak Mańkowski w „Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” (1978), komik Tadeusz w „Miłość ci wszystko wybaczy” (1981), Maksymilian Fuks w filmie „Lata dwudzieste, lata trzydzieste...” (1983).

Wystąpił w roli feldkurata Ottona Katza w telewizyjnym filmie „Przygody dobrego wojaka Szwejka” (1999) oraz we wcześniejszych odcinkowych – „Opowieści o Józefie Szwejku i jego najjaśniejszej epoce”(1995) oraz „Opowieści o Józefie Szwejku i jego drodze na front” (1996) -- wszystkie w reżyserii Włodzimierza Gawrońskiego.

W 1998 roku wystąpił w filmie Jacka Bromskiego „Złoto dezerterów”. W latach 1999-2000 pojawiał się gościnnie na planie serialu „Graczykowie”, a w latach 2005-2007 w roli Anatola Gawlika w serialu „Codzienna 2 m. 3”. Po niemal 10 latach przerwy gry w filmie kinowym, wystąpił jako „Ciemny” w komedii Stanisława Tyma „Ryś”. Nigdy nie dostał roli kinowej na miarę swojego talentu.

Agnieszka Osiecka  w „Fotonostalgii” tak pisała o aktorze: „Powinien być prowadzony w szkole teatralnej i filmowej specjalny kurs pt.: Fenomen aktorstwa Jana Kobuszewskiego, ponieważ to jest aktorstwo, które zaprzecza wszelkim banalnym kanonom. Kanony powiadają, że nie powinno się przerysowywać, robić małpy, wyginać we wszystkie strony i śmiać się z własnych dowcipów, a Janek K. przegrywa, wygina i robi, a mimo to jest cudowny. Powinien, krótko mówiąc, narodzić się reżyser filmowy, który by życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim, ponieważ warto. Tak się jednak nie stało, i Janek Kobuszewski jest zmarnowanym Chaplinem polskiego kina."

Chciał zostać księdzem, a skończył jako aktor. Podłużna twarz, szelmowski uśmiech i plastyczna mimika przyniosła Janowi Kobuszewskiemu opinię "polskiego Fernandela". Jak już wspomniałem, a chciałbym – podkreślić: Agnieszka Osiecka nazwała go "zmarnowanym Chaplinem polskiego kina". Rodzima kinematografia nie potrafiła dostrzec w nim bohatera na pełne dziewięćdziesiąt minut. Początkowo na jego talencie nie poznali się nawet fachowcy. Mimo poważnych kłopotów ze zdrowiem, w tym - na szczęście zwycięskiej - batalii z rakiem, nigdy nie zabrakło mu pogody ducha. Uwielbiany zarówno przez widzów kinowych, telewizyjnych i teatralnych, aktor 19 kwietnia skończy 82 lata.

W jednym z wywiadów Jan Kobuszewski przyznał, że w pracy zawodowej lubi telewizję, kocha teatr i nie przepada za kinem. Filmy od zawsze podobały mu się głównie z perspektywy domowej kanapy. Ogląda je z wielką przyjemnością i nie ukrywa, że komedie romantyczne zawsze wzruszają go do łez. Mimo iż częściej można było spotkać go na teatralnej scenie niż planie filmowym, wachlarz jego ekranowych kreacji jest zaskakująco szeroki. Popularny "Kobusz" bywał szewcem, kelnerem, tajniakiem, celnikiem, taksówkarzem, lekarzem, barmanem, czy też operatorem koparki. Wśród filmowców największą sympatią darzył „mojego”… Stanisława Bareję.

Do epoki, w której obu specom od rozśmieszania przyszło żyć, twórca "Misia" i jeden z jego ulubionych aktorów odnosili się z podobnie dużą dawką ironii. Współpracowali ze sobą regularnie i chociaż Jan Kobuszewski występował u Barei najczęściej w epizodach, szybko stał się mistrzem drugiego planu. W "Nie ma róży bez ognia" grał listonosza, w "Żonie dla Australijczyka" dostawcę z delikatesów, a w komedii "Poszukiwany, poszukiwana" wcielił się w swoją popisową rolę hydraulika, która przyniosła mu ogólnopolską sławę za sprawą znanego, kabaretowego skeczu.

Pośrednio nawiązał do niego również przy okazji występu w "Brunecie wieczorową porą", gdzie będąc pracownikiem Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania, tłumaczył swojemu praktykantowi Jasiowi, co kryje się za słowami wydajność i oszczędność, dlaczego nie warto wywozić śniegu do Wisły oraz na czym polegają "siły przyrody w służbie człowieka".

Skecz "Ucz się, Jasiu", w którym Jan Kobuszewski występuje w roli doświadczonego majstra, co o rurach i zaworach wie wszystko, natomiast Wiesław Gołas gra młodego praktykanta przeszedł już do historii polskiego kabaretu. Najzabawniejsze okazały się kwestie, które młokos po zapisaniu ołówkiem w swoim kajeciku na polecenie szefa musiał podkreślić wężykiem. Były to głównie różnego rodzaju drwiny z klienta – a to, żeby poszedł do kina na film, którego jeszcze nie widział, nie pękał jak rura i napisał zażalenie, jeśli jest niezadowolony z obsługi, czy też, żeby nie pouczał hydraulika, bo po co uczyć ojca dzieci robić.

Kultowa scenka założonego w 1965 roku Kabaretu Dudek, z którym znakomity aktor współpracował przez dziesięć lat, nie straciła na aktualności i nadal chętnie jest cytowana przez kolejne pokolenie artystów estradowych. W kabarecie pod adresem Nowy Świat 61 Kobuszewski najczęściej występował z Edwardem Dziewońskim, Ireną Kwiatkowską, Wiesławem Michnikowskim i wspomnianym Gołasem. Tam właśnie rozkwitł wielki talent Wojciecha Młynarskiego oraz Stanisława Tyma, autora "Ucz się, Jasiu". Po rozwiązaniu "Dudka", sceniczny fachman od zlewów rozśmieszał telewidzów w Kabarecie Olgi Lipińskiej.

Niezbyt obszerną filmografię Jana Kobuszewskiego uzupełniają świetne występy w serialach telewizyjnych. Może On pochwalić się główną rolą w pierwszej tego typu polskiej produkcji z 1965 roku zatytułowanej "Barbara i Jan", gdzie zagrał fotoreportera fikcyjnej gazety "Echo" Jana Buszewskiego. Jednak, jak już wspomnieliśmy, najbardziej pamiętne kreacje stworzył ponownie w kultowych produkcjach Stanisława Barei.

W "Alternatywy 4" wcielił się w postać oszusta mieszkaniowego, szwendającego się po placu budowy w poszukiwaniu naiwniaka, któremu zamierza podsunąć do podpisu pismo poświadczające zrzeczenie się lokalu z powodu wykonanej fuszerki. Oczywiście na rzecz jego samego. Jeleniem staje się zapalony myśliwy docent Zenobiusz Furman. Prezes spółdzielni mieszkaniowej orientuje się jednak w zamiarach krętacza i każe mu zniknąć, co ten niezwłocznie czyni.

W "Zmiennikach" Kobuszewski wystąpił w roli włamywacza o pseudonimie Ksywa. Plądrowanie mieszkania towarzysza Winnickiego idzie mu jak z płatka do momentu niespodziewanej wizyty komisji inwentaryzacyjnej. Wystraszony złodziej chowa się na balkonie i przeżywa prawdziwe chwile grozy, kiedy członkowie komisji postanowią się nieco przewietrzyć. Ostatecznie udaje mu się ich przechytrzyć, choć wydostanie się z tego mieszkania następnego dnia okaże się mocno skomplikowane.

Popis aktorstwa Jan Kobuszewski daje także w jednym z odcinków "Czterdziestolatka". Jako bufetowy na etacie w klubie sportowym najpierw opowiada Stefanowi Karwowskiemu o tym, dlaczego dziesięciobój jest mało efektowną dyscypliną sportu. Następnie żali się, że niegdyś na krajowych mistrzostwach juniorów w Białymstoku ścigał się z przyszłym mistrzem olimpijskim Zdzisławem Krzyszkowiakiem, ale potem zaczął chlać i choć miał wyniki, to zakochał się w "nafcie". "Chleje pan?" – dwukrotnie pyta zmieszanego inżyniera Karwowskiego w genialnej scenie ich krótkiej konwersacji na świeżym powietrzu.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Podłużna twarz aktora, szelmowski uśmiech i plastyczna mimika przyniosła Kobuszewskiemu opinię "polskiego Fernandela", ale porównywano go nie tylko do aktora, którego świat kojarzy z włoskim proboszczem Don Camillo toczącym odwieczny spór z wójtem – komunistą Peppone. Pokłady melancholii w preferowanym przez niego komizmie - jak już wspomniałem - dostrzegła Agnieszka Osiecka, która nazwała Jana Kobuszewskiego "zmarnowanym Chaplinem polskiego kina". Rodzima kinematografia nie potrafiła dostrzec w nim bohatera na pełne dziewięćdziesiąt minut. Początkowo na jego talencie nie poznali się nawet fachowcy.

Urodzony w drewnianym domu na Bródnie chłopiec od małego miał pod górkę. W wieku dziewięciu lat przeżył wybuch powstania w warszawskim getcie, którego wspomnienie towarzyszyć będzie mu przez resztę życia. Po wojnie wraz z rodziną zamieszkał na Saskiej Kępie. Chciał zostać księdzem, a skończył jako aktor, dokładnie odwrotnie niż przyszły papież Karol Wojtyła – co podkreśla przy różnych okazjach z uśmiechem na twarzy. Pierwszym krokiem do pełnienia posługi kapłańskiej była funkcja ministranta w kościele św. Andrzeja Boboli przy ul. Nobla.

Pierwszej, nieudanej próbie podejścia do zawodu aktora towarzyszyły z kolei wyrecytowane przed komisją egzaminacyjną PWST "Stepy Akermańskie" Mickiewicza. Poważne zastrzeżenia egzaminatorów budził także stan uzębienia młodego adepta sztuki aktorskiej. Udało się za drugim podejściem. Kobuszewski zadebiutował w Teatrze Młodej Warszawy, przemianowanym później na Teatr Rozmaitości. W tamtym czasie pojawił się także po raz pierwszy w telewizji, prowadząc wspólnie z Janem Kociniakiem satyryczny program "Wielokropek". To jego głosem na antenie "Trójki" swoje ulubione kwestie, jak "trzask, prask i po wszystkim", czy "psia mać", wypowiadał Jacek Maria Poszepszyński, jeden z głównych bohaterów humorystycznego słuchowiska "Rodzina Poszepszyńskich". Przemawiały nim również wszystkie animowane postacie w dobranockowym serialu "Przygód kilka wróbla Ćwirka".

W miarę możliwości Jan Kobuszewski wciąż pojawia się na deskach Teatru Kwadrat, z którym jest związany nieprzerwanie od 1976 roku. Ostatnio swoim wielbicielom sprawił wielką radość gościnnym udziałem w spektaklu "Przyjazne dusze". Wielogodzinne próby przed spektaklami stały się dla niego zbyt uciążliwe, ale jubilat nie narzeka ani na żenującą wysokość świadczeń emerytalnych (ponoć 1 tys. złotych…, z których... zrezygnował był (!) - jak podał Onet), ani na przymusowe zwolnienie tempa. Mimo poważnych kłopotów ze zdrowiem, w tym - na szczęście zwycięskiej - batalii z rakiem, nigdy nie zabrakło mu POGODY DUCHA.

Miejsce świętowania Jubileuszu 80.-tych urodzin nie było dla Mistrza Jana Kobuszewskiego -- przypadkowe. Częstochowa i jasnogórski klasztor są wyjątkowo bliskie sercu aktora. To jego drugi dom. Tam dziękował Bogu za 50. lat pracy artystycznej i obchodził złote gody. Jan Kobuszewski nie kryje się ze swoją wiarą, a do zawodu aktora i związanej z nim sławy podchodzi z dużą pokorą. Najważniejsza jest dla niego rodzina, w szczególnie żona Hanna Zembrzuska. Bliscy i znajomi aktora wypowiadają się o nim zawsze przy pomocy wielkich słów: cudowny, ciepły, wspaniały, mający serce na dłoni.

W życiu doczesnym trudno o lepszą rekomendację...!

Osobiście uważa, że człowiek powinien być radosny, bo po to Pan Bóg dał życie, żebyśmy się z tego życia cieszyli. -- Chrystus bardzo rzadko się złościł. Dlatego też mam trochę pretensje do tych kaznodziejów, którzy przedstawiają Chrystusa karzącego. Ja widzę Go uśmiechniętego. Taki był!... Ponieważ Zbawiciel był i jest Miłością, to ja wciąż widzę Go uśmiechniętego -- podkreśla Mistrz Jan Kobuszewski.

----------------------------------------------------------------------------------

Źródła: Encyklopedia Filmu Polskiego; rozmowy ze Stanisławem Bareją, Zygmuntem Hubnerem, Edwardem Dziewońskim; informacje oraz okolicznościowe teksty pomieszczone w Internecie m.in. Moniki Mokrzyckiej-Pokora.

@ O młodości Jana Kobuszewskiego - możemy przeczytać w książce: "Humor w genach", napisanej przez jego siostrę Hannę Zborowską z Kobuszewskich. W 2008 ukazał się wywiad – rzeka, przeprowadzony przez Roberta Mirosława Łukaszuka, zatytułowany: "Jan Kobuszewski. Patrzę w przyszłość (i przeszłość) z uśmiechem i radością..."

 

Oprac. Marek Różycki jr

 

 

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura