Marek Różycki jr Marek Różycki jr
5249
BLOG

Grona gniewu, czyli tupet miernoty z kasą

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 16

Z coraz większą przyjemnością stwierdzam, iż nie opiera mi się żaden korzeń, gdy usiłuję – pod naciskiem coraz bardziej otaczającej mnie rzeczywistości – wyplenić z siebie chwast zwany Życiem. Pewne uwarunkowania, okoliczności, koniunkturę, inwestycję… emocjonalną, usprawiedliwienie (?) dla mych poczynań znajduję u Marka Twaine`a, który wyznał był: „Cywilizacja to nieograniczone mnożenie niepotrzebnych konieczności." Choć zapewne – nie tylko o to tu chodzi…

Wiodę zatem żywot outsidera na marginesie życia – nie wchodząc w nim w stosunki, ani tym bardziej „wszechmocne” UKŁADY KOLESIÓW Z KASIORĄ..., która jakże dodaje im splendorów i czyni zeń Fachowców od Intryg Wszelakich... ( patrz: Prezesi, Dyrektorzy, ssaki niby... Naczelne...).

Staram się być z dala od głównego nurtu spraw, zdarzeń, nieprawości zjawisk…. Znudziło mi się bowiem odmienianie paciorków różańca narodowej modlitwy. A o GENERALNY CUD PRAWDY – coraz trudniej… W uzasadnieniu można by przytoczyć nieskończoną liczbę „stałych elementów gier...” – wysokiej klasy gier bliźnich przeciw bliźnim. Dlatego też ograniczę się do wyjątków.

Nie załatwiam spraw w urzędach, bo nie chcę być narażony na chamstwo pracującego tam personelu. Lec by uzasadnił: „Przerost biurokracji w państwie, gdzie niedawno ukończono likwidację analfabetyzmu”. Zdążyłem się już bowiem nauczyć: JEŚLI ISTNIEJE COŚ, CZEGO URZĘDNIK W III RP NIENAWIDZI, TO USŁUGI DLA PUBLICZNOŚCI! „Odsłonięta – rzekomo – kurtyna” niczego w tym względzie nie zmienia.

Nie podróżuję. Szczególnie zaś nie podróżuję środkami „masowych cierpień” – czyli państwowej komunikacji, której tabor wędruje do nieba… Nie, nie jest to rzecz o Cyganach – z cudownego obrazu, którym onegdaj przemyłem oczy. Nie mówię także o drogach, bo nie zabieram głosu w sprawach, których nie ma. Zamknąłem szlaban na granicy zdrowego rozsądku – dla mych podróży w czasie i przestrzeni. Nawet pociągi-widma nie straszą mnie już, bowiem nie nawykłem regulować zegarek wykorzystując przypadkowe bodźce…

Nie choruję! A jak! Poszukałem rezerw i nie choruję w czasach, gdy jeno KASA... CHORYCH – leczy!... Zrozumiałem wreszcie, że ja, parias, chorując – będę się tylko ośmieszał. Całkiem niedawno..., przykuty do fotela na godzinkę, zmuszony byłem oglądać audycję w TV, w której dyskutowali biedni lekarze na stanowiskach wraz z panem ministrem od chorób wszelakich – zawzięcie o p e r u j ą c słowem…. Mam dla nich szacunek, ale przyjemności nie mam i mieć nie chcę. Odkąd zaś poznałem PRAWDĘ, że medycyna – to pieniądze i życie (i to bez kas fiskalnych!), po prostu nie zależy mi na jej usługach.

Kiedy z pomocą „ludzi namaszczonych” zorientowałem się był, że celem większości naszych współczesnych pisarzy wydaje się być nie pisanie – na przykład dobrych powieści, powiedzmy: „luster na gościńcu” współczesnego życia bądź wegetacji, lecz promowanie siebie / kierunek w literaturze: MARKETING I ZARZĄDZANIE KOMERCJĄ / -- przestałem czytać. Także portale pseudo-literackie, gdzie panuje Patos Pustki Osobowości "pisarzy"... lub też są przenoszone z zadęciem jeno "Kości" naszych Wybitnych -- z jednego cmentarza na drugi... !

Poszedłem nawet dalej. Zgodziłem się bowiem ze Świętochowskim, że „wielu autorom zdaje się, że gdy w swych utworach otworzyli czytelnikowi sypialnię, klozet i łazienkę bohaterów – otworzyli w literaturze nową epokę.”

Stałem się bardziej roślinny, tak więc co jak co, ale skleroza nie atakuje mego umysłu. W ogóle przestałem oglądać telewizję, gdzie brylują – suto opłacani – celebryci i celebrytki o głupotą zamglonych oczach. Zysk i „niewidzialna ręka rynku” – promują KOMERCYJNĄ Chałę, Miernotę, Tandetę, wszelakie Barachło, która stara się szokować / mianując się gwiazdami /. Patrz: gołe tyłki w rozkrokach rozmaitych tańców, migdałki w bitwach na głosy, a także – publiczne darcie Biblii.... To nie dla mnie. Wolę wspominać słowa Celine`, że „Nie ma prawdziwej sztuki bez tańca ze śmiercią". Dowolność interpretacji tego stwierdzenia -- mile widziana i oczekiwana…

Powtórzę: przestałem oglądać telewizję i mój ulubiony program – Pegaz. Był on kiedyś czarnym koniem publicystyki kulturalnej TV. Skrzydlaty rumak, symbol natchnienia… TO BYŁO KIEDYŚ! Obraz nie kłamie: Pegaz umknął nam był, jako chabeta, a jak pamięć podpowiada – BYŁ błyskawicą i piorunem Zeusa. Waleczny!!! Kuty na cztery kopyta. RASOWY!... Nie pchał się do żłobu – żywiony treściwym obrokiem faktów i Twórczych Przekazów. Dzisiejsza chabeta mija przeszkody i w najlepszym razie pokonuje je stępa… To, oczywiście, metafora tycząca lwiej większości programów, które mają czelność się mienić, jako „kulturalne” czy "literackie".....!

Odkąd Matka Natura zaległa na śmiertelną chorobę – nie wyściubiam nosa na jej łono. Niech sobie tony pyłów spadają na innych. Nie kąpię się w fenolu, omijam – też pojęcie rozszerzone!!! – FEKALIA, nie wdycham smrodów, TAKŻE tych wydalanych z popierdujących słodko – szczególnie przed "publicznością wyborczą" – polityków, bo mam Pański Nos...

"Środowisko" przestało być naturalne, jak moje w nim bytowanie. A „Piękne Okoliczności Przyrody” umieściłem obok wspomnień „Ogrodów, z których przecież wyszliśmy…” Nie, nie wszyscy jednakże - a bardzo już nieliczni – Wrażliwi, Ludzcy i Autentyczni, pełni Empatii oraz autentycznego zaplecza Intelektualnego! Nie zgadzam się bowiem na podróbki z doszytymi metkami markowych Twórców Arcydzieł...!

NIE WIERZĘ W „MASOWĄ KOMPETENCJĘ” I KOLEKTYWNĄ MĄDROŚĆ WIĘKSZOŚCI, POWSTAŁĄ Z IGNORANCJI JEDNOSTEK!

Zupełnie mnie nie ma, gdy ktoś udowadnia, że HONOR ma wprawdzie swoje dobre strony, ale że ma je także HAŃBA, a nawet…, że dobre strony hańby są nieograniczone! Staję się niebytem, kiedy wędruję cały w myślach, siwiejący POPRZEZ SEN O POTĘDZE ISTNIENIA…

Oczywiście, już jako jednostka w pełni rozbudzona i społecznie – obecnie - /bez/użyteczna, przystępuję jednak do codziennych /bez/czynności żywiąc się PUSTYMI KALORIAMI wegetacji w stanie nieważności i postponowania wszystkich przez wszystkich: chodzę do urzędów, podróżuję, choruję, czytam, oglądam, wdycham, „uczestniczę”…

Tylko we śnie zdobywam się na luksus kretyńskich konstatacji, że wszystko to – jak zwykle w naszym kraju – KOLEJNA REPETYCJA Z POWTÓRKI… A ja, no cóż, przecież nie wyleciałem sroce spod ogona!... Tak, tak, „uczestniczę” – oczywiście, bez mojego udziału… Oczywiście!...

STATYSTYCZNIE RZECZ UJMUJĄC.…
-------------------------------------------------------------------------------

PS. Ostatnie lata sprawiły, że nasze społeczeństwo zostało podzielone, zdezintegrowane, mocno rozbite a ludzie ludziom, rodacy rodakom(!) - zgotowali piekło na ziemi. Nie ma śladu więzi ani solidarności międzyludzkiej. Nie tak drzewiej bywało, oj, nie tak…

Wrodzonego – naszej nacji – CHAMSTWA, TUPETU MIERNOTY nie zmienię, agresywnych i grubiańskich typów nie wychowam. Szkoda więc mi czasu, sił i zdrowia na podejmowanie syzyfowej roboty!... CHOĆ TO PRACA STAŁA I PEWNA...

Chcę zmienić coś, czego zmienić nie sposób - przecież w sumie chodzi o nasze wstrętne cechy narodowe, utrwalone historycznie, z których - nie bez przyczyny / kozery / - śmieje się cała Europa. Najlepiej to podobno widać na emigracji, gdzie największym wrogiem dla Polaka jest drugi Polak. Smutne to, tragiczne wręcz, ale prawdziwe...

Żydzi, Litwini, Rosjanie, Portugalczycy, Turcy, Ukraińcy, o Kurdach nie wspominając - trzymają się razem, starają się w życiu wspierać. Patrząc na Polaków nie mogą zrozumieć tej ZAWIŚCI, WROGOŚCI – wręcz: NIENAWIŚCI oraz wzajemnego podkładania sobie "świni"; RYCIA i KOPANIA dołów pod bliźnimi swymi! Także -- wielokrotnie powtarzanych prób topienia ich w przysłowiowej już – „łyżce wody” pomieszanej z jadem i żółcią… Cóż więc się dziwić, że taka sama sytuacja panuje w każdej zbiorowości, w każdym obszarze działalności! Po prostu - jako nacja…. -- TACY JESTEŚMY...  "MY, NARÓD!"...

 

Marek Różycki jr

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura