Marek Różycki jr Marek Różycki jr
3401
BLOG

Życie duże i małe...

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 63

Sam Święty Spokój nie wystarcza do szczęścia! Człowiek potrzebuje osiągania czegoś. Zmierzania się z czymś… Poczucia Znaczenia. Doceny. Dobrego Słowa. Aprobaty. Akceptacji. Miłości. Inny zaś – Sławy. Władzy. Bogactwa. Pieniędzy. Seksu, Chuci oraz -- Żądz Wszelakich. I bardzo wielu innych rzeczy, których nie osiąga się w SAMOTNOŚCI, a tylko w życiu społecznym.

Każdy musi mieć jakieś bodźce, „ostrogi”, które mobilizują go do życia, do aktywnego działania. Musi czegoś chcieć, do czegoś dążyć, czegoś unikać, a nawet - bać się... Inaczej zaczyna zżerać go nuda a może być i spleen. Traci zapał do wszystkiego, dziwaczeje, „choruje mu dusza i ma objawy ciała.” Nawet zwierzęta w ZOO, gdy nie muszą same zdobywać pożywienia, polować, ani obawiać się drapieżników, ulegają czemuś, co po ludzku nazywa się demoralizacją lub… depresją.

Podobnie jest w więzieniu, gdzie najcięższą karą jest „odsiadka” w izolatce, totalnym odosobnieniu, gdzie wprawdzie można walczyć ze swoimi myślami, to jednak tak bardzo trudno – choć jedną – zostawić przy życiu…

Osamotnieni, zmarginalizowani najczęściej kończą swój żywot za pomocą sznurka od bielizny lub w spotkaniu z jakże złudnym „światełkiem w tunelu”, które okazuje się być jeno światłem zbliżającej się lokomotywy… brutalnego życia, z którego to zderzenia – rzecz jasna – nie ujdą cało…

TEORIA PODPOWIADA: Życie wymaga aktywności w każdym obszarze i wymiarze. Codziennie trzeba ćwiczyć umiejętności, ale nie tylko trwania i przetrwania lecz – poszerzania własnych horyzontów, własnej jaźni, doskonalenia talentów, wciąż na nowo zaprawiać się (sic!...) do gier z życiem i Twórczym współżyciem z bliźnimi.

Postanowienie sobie takiego zadania mocno się jednak komplikuje, gdy coraz trudniej jest z kimkolwiek się dogadać, gdy brak – mówiąc metaforycznie – „wspólnych lektur”, wspólnych doznań, bliźniaczej natury wrażliwości a i wychowanie odgrywa tu wielką, by nie rzec – zasadniczą – rolę. Brak tak zwanej KINDERSZTUBY, zachowań poprawnych oraz zdolności „wejścia w cudze buty” – nie da się nadrobić w wieku dojrzałym, kiedy osobowość człowieka jest już ukształtowana i do cna „dopełniona” – także życzeniowymi mniemaniami o własnej osobie…

Do współodczuwania, empatii – niezbędny jest wspólny poziom Wrażliwości. A tę się ma lub nie. Jakież pokłady siły i cierpliwości trzeba mieć, by każdemu z osobna tłumaczyć, jak krowie na miedzy, „w jakim kościele dzwonią”, gdy przekazujesz bliźniemu swój Zapis bądź Przekaz i nie znajdujesz potwierdzenia odzewu, „odbioru” i oczekiwać, że jednak razem nadajecie na tak zwanych „Wspólnych Falach”…

TEORIA PODPOWIADA: Nie wolno przystać na stan i status „Śpiącej Księżniczki”, bowiem możemy już nie wybudzić się z LETARGU Myśli, Działań, Dążeń… Powinniśmy wypośrodkować pomiędzy spleenem bogacza, a rezygnacją z celów – pariasa i biedaka.

Najciężej jednak – wyrwać się z objawów zniechęcenia po kolejnej traumie odrzucenia, zmarginalizowania, by powstać na nowo, niczym Feniks z popiołów. Gdy po raz kolejny spalą twój „dom”, lub wyobrażenie, marzenie o nim --  jakże często nie masz już motywacji, by go w samotności odbudowywać, bowiem okazuje się to syzyfową pracą, ponad siły Nadziei na zmianę, odmianę okrutnie drwiącego Losu.

Tak myślę...



PRÓBY REANIMACJI

Najpierw mnie ciężko kaleczą
Słowem
Myślą
Uczynkiem
Gestem
Zachowaniem
Zaniechaniem…
Brakiem lojalności

Umieram dla nich
śmiercią cywilną
A oni później - usilnie próbują
reanimacji
Kiedy już uleciałem -
Jakby mnie nigdy nie było

Dwa razy nie wstępuję
do wyobrażeń i mniemań
I tak – trwam niez/n/iszczalne
choć już mocno zmieniony -
Jak mawiał był ongiś Heraklit

Marek jr. @^

I dlatego tak potrzebuję Boga. Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby nie było Boga – trzeba by było go wymyślić. Nie sądzę, aby to wyznanie poczynił jakiś prześmiewca – agnostyk. Zapewne to był Człowiek Samotny, który w Bogu znalazł był Przyjaciela – na Dobre i Złe. I ja nie oczekuję od Boga niczego – poza Wszechogarniającą Aprobatą, Przyjaźnią, graniczącą wręcz z Miłością.

Mogę Mu zaufać zwierzając się z najskrytszych Marzeń i opowiadać o Traumach, jakie spotykają mnie w życiu. Ja wiem, że mamy „Wspólne Lektury”, bowiem stworzony jestem na Jego podobieństwo. Wiem, że On Rozumie, Pojmuje mój Przekaz. Nigdy nie zadaje pytań, bo On Wie Wszystko. I dobrze mi z tym. Pomimo tego – ja z Nim rozmawiam, opowiadam Mu o mej Wyboistej Drodze, o upadaniu i wstawaniu; o zniechęceniu, poddawaniu się oraz impulsach Zrywu – by jeszcze, kolejny już raz – uwierzyć w Człowieka, bliźniego mego, PODOBNO…

Moje myślenie o Bogu NIE jest "Magiczne", ani tym bardziej - "Życzeniowe" czy – nie daj Bóg – „Roszczeniowe”. Wystarczy mi, że On jest jak Opoka jedyna, niezmienna. Bóg -- nie ulegający żadnym „Koniunkturalnym” Osądom, ani niczyim Wpływom…

Odcinam się wręcz od myślenia o Bogu, który może ingerować w moje, nasze życie; to znaczy - wysłuchać naszych Błagań, czasami i Krzyków "O"... i zadziałać niczym Wszechwładny, Wszechmocny Zwierzchnik. Wiem, że przychodzimy już na ten świat, jako zapisana księga, nawet z marginesami -- na dane nam wcielenie, które być może sami wybieramy, by niejako "uzupełnić" i "dopełnić" naszą "DUSZĘ", nasze "JESTEWSTWO".

Wystawiani jesteśmy na próby, które jakże często wiążą się z cierpieniem, niewyobrażalnym wręcz cierpieniem i jeśli w tym cierpieniu nie zapomnimy o naszych Wartościach, nie zapomnimy o Bogu i nie "pójdziemy na układ-pakt z diabłem" -- ubogacimy się poprzez naszą Postawę, choćbyśmy mieli nawet umrzeć. A przecież dane jest nam życie WIECZNE, o czym -- jakże często -- zapominamy, skupiając się jeno na BIEŻĄCZCE DOCZESNEGO DNIA -- jakże „codziennego” i powszedniego...

Stąd jedyny okrzyk, jaki powinniśmy wznosić -- powinien, moim zdaniem brzmieć: Któż przeciwko nam, skoro Bóg z nami ! Moim zdaniem - nie jesteśmy petentami Boga, który nas stworzył i doświadcza. On już zrobił swoje; my zaś mamy za zadanie naszym życiem, formą istnienia i śmierci - doskonalić Duszę, naszą Nieśmiertelną Duszę, która w rozmaity sposób "wodzona jest na pokuszenie" : TAK PRZEZ ŻYCIE SPEŁNIONE, JAK I ŻYCIE NIESPEŁNIONE... (w naszym, ludzkim przecież, mniemaniu).

Gdy zadaję sobie pytanie: Po co i na co potrzebny jestem Bogu? – słyszę odpowiedź. – Jeśli będziesz Dobrą Energią – staniesz się cząstką mnie. Jeśli zaś Złą – będziesz odrzucony i niczym marny, mierny uczeń będziesz powtarzał nauki do skutku… (patrz: kolejne wcielenia z tym samym programem „do przerobienia”).

No to zatem – jak mówią górale – Z Bogiem ! I niech Bóg prowadzi !...

---------------------------------------------------------

Życie w swej prostocie bywa okrutne, przewrotne i nieprzewidywalne. Jednemu byk się ocieli a innemu stado krów nie da cieląt. Jeden ledwo pomyśli już ma; drugi z mozołem pokonuje kolejne schody, by na końcu nie zobaczyć nic...

Jakże trudno się żyje będąc doświadczanym i gnębionym. Pytamy za co? Dlaczego akurat ja?... Wątpimy, upadamy, cierpimy i wzdychamy..., a potem znowu zbieramy się w sobie i brniemy dalej... Jeszcze trudniej, gdy drogę przyjdzie nam pokonać w samotności niezrozumienia, odrzucenia czy wyparcia...

Wspólne działanie sprawia, że wszystko się rozkłada na liczbę "wspólnoty" i łatwiej żyć... Samotność bowiem doskwiera, osłabia i dobija. Człowiek to zwierzę stadne, ale i w stadach bywa, że jest się trudno zrozumiałym, odtrącanym a i wyśmianym... Wtedy pozostaje nam wiara w Boga...

Starałem się ukazać w miarę realistyczny sposób -- trudy istnienia jednostki w nieprzyjaznym świecie... Jednostki  delikatnej w swej strukturze, ufnej i doświadczanej ponad miarę i możliwość przetrwania... Jednostki wrażliwej, nieprzystosowanej, nieprzygotowanej do życia pośród pędzących w swych karuzelach szczurów ...

Marek Różycki jr.
.

 

 

 

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura