Marek Kondrat
Marek Kondrat
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
5238
BLOG

Marek Kondrat - kariera jak w banku

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 139

Rzeczą nieodzowną jest zachowanie człowieczeństwa! Stanisław Witkiewicz – ojciec, pisał kiedyś o tym do syna: „Żeby być artystą, trzeba się przede wszystkim zachowywać po ludzku”. Jestem blisko tej wersji, że trzeba być przede wszystkim człowiekiem, żeby móc być artystą! -- Marek Kondrat.

Marek Kondrat nadal jest i na zawsze pozostanie aktorem, choć od kilkunastu lat funkcjonuje jako restaurator, koneser win i biznesmen… Niebawem skończy zaledwie 66 lat! Jako aktor debiutował w wieku 11. lat w filmie „Historia żółtej ciżemki”, grał też w serialu „Wojna domowa”. W 1972 ukończył PWST w Warszawie, a po latach pracował na tej uczelni jako wykładowca. Występował w markowych teatrach, fenomenalnie zagrał wiele ról w znaczących (kultowych już) obrazach: między innymi: "Zaklęte rewiry" (1975), "Smuga cienia" (1976), „Człowiek z żelaza” (1981), „C.K. Dezerterzy (1985), „Psy” (1992), „Pułkownik Kwiatkowski" (1995), „Pan Tadeusz” (1999), „Prawo ojca” (1999 – debiut reżyserski), „Dzień świra” (2002).

Sławę na małym ekranie przyniosła mu także  rola neurotycznego pana Mareczka w telewizyjnym Kabareciku Olgi Lipińskiej, gdzie zaprezentował vis comica i umiejętności imitatorskie. Zagrał Adasia Miauczyńskiego w filmach Marka Koterskiego: "Dom wariatów" (1984), "Dzień świra" (2002), "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" (2006). Grał także charakterystyczne role filmowe poza granicami Polski, jak choćby – w brytyjsko-włoskim zapisie życia papieża Jana Pawła II "Z dalekiego kraju", czy francusko-kanadyjsko-izraelskim „Prominent/W matni” (Eminent Domain, 1990) w roli taksówkarza i innych.

Dobrobek artystyczny Marka Konrada jest imponujący. Kreował role w ponad 100 obrazach. Występował także z wielkim powodzeniem na scenach teatrów warszawskich: Dramatycznym (1973–1984, 1987–1988), Instytutu Francuskiego (1984), Nowym (1985–1986), Komedia (1989), Za Daleki (1990), Ateneum im. Stefana Jaracza (1992–1999) i Powszechnym im. Zygmunta Hübnera (2002).

Obecnie jest współwłaścicielem restauracji Prohibicja, wraz z synem prowadzi sklep winny 'Winarium'. Od roku 1998 współpracuje z ING Bankiem Śląskim. Nie powiem, wkurzają  mnie te reklamy, BO NIBY Z CZEGO MAM OSZCZĘDZAĆ…?! Ale przynajmniej dobrze się stało -- nachodzi mnie taka refleksja -- że genialny aktor z najwyższej półki ma za co żyć i to godnie! 

Artysta jednak w tych reklamach zaprzecza tezie całego swego twórczego życia, głosi pochwałę MIEĆ, a dotychczas kreował - także w nas - postawę: przede wszystkim BYĆ...!

Muszę to wyartykułować dobitnie... Naprawdę denerwują mnie reklamy, które sugerują wręcz, że 'JESTEŚ TYM, ILE MASZ', że to przez pryzmat kasy (i układów) wartościuje się obecnie człowieka, że każą nam tańczyć wokół bożka Mamony i jemu składać ofiary ze swego życia...! W tym czasie królują i rej wodzą (trendy, cool, a nawet merto...) pseudo-wartości,  które tuczą nas jeno Pustymi Kaloriami komercjnej szmiry. Sprawiają one, że w Narodzie zanika głód Kultury i Sztuki z wysokiej półki. A proces ten jest mocno powiązany z naszą Tożsamością Narodową, która jest matką postaw patriotycznych...

Jaką miał alternatywę nasz wybitny Aktor? Wegetować za 1. tysiąc złotych, jak większość naszych najwybitniejszych – OSTATNICH Z WIELKICH...! Zajął się był biznesem, który mu zresztą nie wyszedł i zminimalizował się do jednego sklepu win...; sprzedał twarz i wizerinek reklamując wielki bank. To Jego decyzja i Jego życie. I Jego... tragedia. A w prywatność wyborów nie wypada wchodzić "z buciorami". Można się jeno zastanowić, dlaczego tak się stało...?

Padł przemysł -- także przecież filmowy, poczynając od słynnych onegdaj wytwórni. Brakuje scenariuszy na miarę arcydzieł lub choćby obrazów z wysokiej półki Polskiej Szkoły Filmowej, którymi zachwycaliśmy onegdaj nie tylko Europę, a cały świat. Twórcy zaś -- od pisarzy, dramaturgów, autorów scenariuszy poczynając, a na reżyserach kończąc -- płaszczą się przed potencjalnymi "dobroczyńcami", sponsorami... Dla mnie -- żenada! Gdy powstawały wybitne dzieła sztuki, Ministerstwo Kultury i Sztuki dysponowało 2,1 proc. z budżetu państwa; w latach rządów PO -- na MKiDzN przypadało jeno 0,2 proc. A ja nie mam w zwyczaju mówić o tym, czego nie ma...!

Państwo, jak Piłat, umyło ręce, bo wszak mamy gospodarkę wolnorynkową, w którą wtłoczono... Kulturę! Sztuka nie jest demokratyczna i nigdy taką nie była. A jeżeli próbuje taką się stać (głównie dla zysku) -- staje się komercyjną szmirą i kiczem jeno 'pod publiczkę'. Nie wierzę w kolektywną mądrość powstałą w wyniku ignorancji wybitnych jednostek - indywidualności.

REASUMUJĄC: NIE BYŁO RÓL NA MIARĘ TALENTU MARKA KONDRATA, NIE MIAŁ ON PROPOZYCJI GODNYCH JEGO POZYCJI WPRACOWANEJ PRZEZ LATA W FILMIE POLSKIM.

-------------------------------------------------------------

To Dyżurny Aktor Kraju – jak słusznie zauważył Stefan Friedmann, też aktor. Ostatnio aktor  Kondrat z wielkim powodzeniem wcielał się w twardzieli („Psy”, „Ekstradycja”, „Operacja Samum”) – przykuwając widza kajdankami do ekranu. Podobno miał pojechać do USA, by uczyć Amerykanów jak robić filmy gangsterskie (sic!...). Poprzednio grywał wrażliwych mężczyzn szukających swojego miejsca na tym najpiękniejszym ze światów („Zaklęte rewiry”, „Smuga cienia”). Nie obca mu jest też swoista vis comica – czemu dał wyraz w komediach „C. K. Dezerterzy”, „Pułkownik Kwiatkowski" czy genialny „Dzień Świra”. Jak widać aktor Kondrat jest uniwersalny, za każdym razem inny, zaskakujący, „wstrzelony w dziesiątkę”.

Ten perfekcyjny profesjonalista zajął się był także reżyserią („Prawo ojca”) – czym kopiuje drogę zawodową naszej gwiazdy w eksporcie wewnętrznym – czyli Krystyny Jandy. Jednak w rozmowie stwierdził stanowczo, że śpiewać nie będzie, a także - nie wystąpi w "Tańcu z Gwiazdami", bowiem nie ma w zwyczaju tak tańczyć, jak mu zagrają... -- zasmucając tym samym rzesze wielbicielek wszelakich 'Bitew na głosy' oraz innych 'teleduperel'...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Marek Kondrat wciąż powtarzał i udowadniał, że jest aktorem dyspozycyjnym. Powiedział mi w jednej z rozmów:

-- Nie mam żadnych przerostów ambicjonalnych, ani jakichś takich wyobrażeń na temat swojej osoby; nie obce mi są różne gatunki (nie o wina chodzi… – przyp. red.). Może być film, teatr, estrada, kabaret, mogą być różne rzeczy i żadna nie powinna wzajemnie sobie szkodzić, tylko dopełniać i uzupełniać warsztatowe umiejętności.

Kiedy spytałem Marka Kondrata, czy nie ma żadnych lęków, obaw, niepokojów – odpowiedział:

-- Prawdziwe wyzwania aktorskie wiążą się dla mnie na przykład z repertuarem romantycznym, natomiast żadna z ról filmowych czymś takim nigdy nie była. Jedyne obawy – jeżeli można to tak nazwać – dotyczą kontaktów z młodymi reżyserami, którzy mają własny „młody” światopogląd, inne poczucie smaku, estetyk czy humoru; operują pewnym odmiennym skrótem myślowym, posługują się nieco odmiennym językiem. To są sprawy, z którymi ja muszę się zmagać. Przyglądam się im, podglądam i próbuję mieścić się w tej całości z pewną obawą: czy ja nie jestem z innej epoki...?

Gdy pytałem Go o cenę sztucznego wywoływania i przeżywania emocji; co Marek Kondrat robi dla higieny psychicznej – usłyszałem:

-- „…taka higiena jest nieodzowna w tym zawodzie, który absolutnie może nas wyrzucić na manowce człowieczeństwa. Dla mnie taką higieną jest samo życie i ucieczka do tego życia w jego najbardziej podstawowych, prostych, zwykłych wymiarach – w każdej chwili, kiedy nie uprawiam tego zawodu. Swoistym paradoksem jest, że treścią, bazą, czy powodem, dla którego uprawiamy ten zawód – jest takie samo życie. Ono jest w jakiś naturalny sposób przez nas przetwarzane, czy też jest ono, jak gdyby, naturalnym dostawcą naszych środków przekazu, wyrazu, a czasem i samych treści. Trzeba być tylko wyczulonym na jego przejawy i bystrym obserwatorem. Natomiast rzeczą nieodzowną jest zachowanie człowieczeństwa! Stanisław Witkiewicz – ojciec, pisał kiedyś o tym do syna: „Żeby być artystą, trzeba się przede wszystkim zachowywać po ludzku”. Jestem blisko tej wersji, że trzeba być przede wszystkim człowiekiem, żeby móc być artystą!”

-- „Zaklęte rewiry”, „Pokój z widokiem na morze”, „Smuga cienia”, „Danton”, „Dziecinne pytania”, „Dom wariatów”, „C. K. Dezerterzy”, „Pułkownik Kwiatkowski”, „Dzień Świra” czy kabaret Olgi Lipińskiej sprawiły, że dostrzegłem w tym, co robi Marek Kondrat, sporo ironii wobec samego siebie, kreowanych postaci, świata.

Aktor przyznał mi rację. Wyznał, że wynika to po części z krytycyzmu czy też dążenia do perfekcjonizmu – co czasami jest paraliżujące. Ideałem by było – kontynuował Marek Kondrat – utrzymywanie się na takiej bardzo cienkiej, czerwonej linii czegoś, co nazywamy taktem, a takim przewaleniem w stronę kreacji, ale co jednak unosi rzeczywistość troszkę ponad. To treści przekazu niejako naddane; ponad, do domysłu i własnych asocjacji dla widza. To jest ten model idealnej kreacji, który oczywiście w swym zamyśle nie powinien popaść w jakieś bałwochwalstwo, w kabotynizm – krótko mówiąc. Ale tego wszystkiego można się uczyć, byleby to była nauka w dobrym towarzystwie, które zawsze gwarantuje jakiś poziom.

Wiedziałem, że Marek Kondrat ma swojego Mistrza, który wpłynął na jego wykształcenie i na światopogląd związany z zawodem. Poprosiłem więc, by aktor w wielkim skrócie zdradził mi filozofię zawodu aktora, którą przekazał mu Gustaw Holoubek.

-- Definicję dobrego aktorstwa wyznacza talent, osobowość, interpretacyjna wrażliwość, umiejętności warsztatowe, ale to nie gwarantuje sukcesu. Życie i sztuka – są to sprawy jak gdyby współistniejące i wpływające nawzajem na siebie; natomiast absolutnie rozdzielne, jeśli chodzi o egzystencję człowieka, jakim jest aktor. Z tego wynikają wszystkie inne konsekwencje: bycie sobą w tej sztuce; interpretacja świata wedle własnej wiary i tolerancja dla innych postaw; poszukiwanie poezji dookoła siebie, jako podstawowego środka treści wyrazu i zhierarchizowanie tego w sposób niezwykle świadomy, taki, w którym znajdujemy swoje miejsce. Jeśli mówię o poezji – to myślę o sposobie nazywania świata, czy patrzenia na świat. To się nie zawiera tylko w tomiku wierszy. Poezję odczuwam – z tego przekazu Mistrza – jako próbę dociekania, próbę nazwania pewnych sytuacji wedle własnej wrażliwości, ale także wrażliwości innych ludzi; bycie otwartym na innych ludzi. I wyniesienie tego, co się robi – ponad codzienność, publicystykę, to co odróżnia sztukę od regularnej powszedniości nieodświętnego dnia.

Oczekiwałem od Marka Kondrata pewnej konfrontacji rad jego Mistrza z przekazem jego ojca, też aktora, który zapewne również zdradzał panu Markowi tajniki zawodu.

-- Z ojcem mało prowadziliśmy rozmów na temat własnej osoby w tym zawodzie – usłyszałem z ust pana Marka. -- Ojciec nigdy nie udzielał mi specjalnych rad, a także mało szczodrze opiniował się moje dociekania i osiągnięcia. Natomiast dla mnie – wyznał Marek Kondrat – jest niewątpliwie łatwiejsza egzystencja w tym zawodzie z racji tego, że mam poczucie jakiegoś okresu minionego – teatru, który był innym teatrem niż ten dzisiejszy, ale nie do końca. I to jest zawarte w tym moim wyznaniu wiary w ciągłość, tradycję, w coś, co ewolucyjnie przechodzi i daje mi poczucie bezpieczeństwa na przyszłość.

Usłyszałem: -- Teatr w swojej dziedzinie jest niezmienny i to jest jego walor podstawowy. Nie polega także na repertuarze, bo ten – jest powielany od z górą dwóch tysięcy lat i zawsze będzie aktualny, ponieważ magia tych dzieł najwyższej próby polega na tym, że cały czas zadaje pytania współczesnemu człowiekowi, na które nie ma jak dotąd zdecydowanych i jasnych odpowiedzi; od być albo nie być? – począwszy.

I to jest właśnie genialne -- kontynuował Marek Kondrat -- że cały czas jest widz, który te pytania stawia sobie przy pomocy teatru. Klasycy są bogaci przez wszelkiego rodzaju interpretacje, na jakie pozwalają. A środkiem jest wypowiedź żywego człowieka wobec innych ludzi – przy pomocy tekstu – do żywego człowieka. Ten świat teatru mnie uwodzi.Ta umowa jest czymś fantastycznym, bo dotyczy przede wszystkim wyobraźni ludzkiej, czyli czegoś, co może budować najwspanialszy dramat. Zawsze zdobywanie szklanej góry przez rycerza – jest o wiele bardziej dramatyczne, niż potrącenie człowieka na pasach. Dla sztuki, oczywiście….

-- A co z tego wszystkiego wynika dla mnie -- spytałem w ostatniej rozmowie Marka Kondrata...

--  Przecież znasz przesłanie z „Dnia Świra”… „ Niee, to nie do wiary, niee to być nie może! Osiem lat podstawówki, cztery – liceum, pięć – bite studiów, dyplom z wyróżnieniem; 20. lat praktyki i oto mi płacą. Jakby ktoś dał mi w mordę. Ja pie*dolę, ku*wa! O bracia poloniści, siostry polonistki; 130. było nas na pierwszym roku. Myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy, że oto nas przyjęto do Szkoły Poetów. Szkoła Poetów! Dżizus ku*wa, ja pie*dolę. Przez pięć lat stron tysiące! Młodość w bibliotekach!... A potem bida, bida i rozczarowania, bida i upokorzenia. A potem beznadzieja i starość pariasa!... Wszechporażająca nas wszystkich pogarda władzy od dyktatury aż po demokrację, która nas, kałamarzy, ma za mniej niż zero! Dlaczego władza każdej maści ma mnie za nic?! Czy czerwona, czy biała – jestem dla niej śmieciem! Ku*wa, pod każdą władzą czuję się jak kundel! Czemu nie jestem chamem ze sztachetą w ręku?! Ktoś by się ze mną liczył, gdybym rzucił cegłą! A przecież stanowimy sól ziemi, Tej ziemi! Nie jesteśmy prymitywną siłą! Dyktaturami zawsze wstrząsają poeci. Wtedy nas potrzebują zrozpaczone masy, które nie widzą dalej niż kawał kiełbasy, które nie widzą dalej…”.  :'( !

---------------------------------------------------

Absolwent XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie. W 1972 ukończył PWST w Warszawie, a po latach pracował na tej uczelni jako wykładowca. Pierwszy rok po studiach spędził w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach (1972-1973), dokąd Ignacy Gogolewski zaprosił pięcioro swych uczniów...

5 marca 2007 ogłosił zakończenie kariery aktorskiej. Ostatnią rolę zagrał w filmie "Mała matura 1947" (premiera w 2010). Od roku 1998 współpracuje z ING Bankiem Śląskim.

NA NASZE SZCZĘŚCIE -- I OBYM NIE ZAPESZYŁ -- OBECNIE MAREK KONDRAT POWOLI POWRACA DO TEATRU, A MOŻE I DO FILMU…, W KTÓRYM BRAKUJE RÓL NA MIARĘ JEGO  TALENTU, ALE I TO BYĆ MOŻE SIĘ ZMIENI...!  WSZAK MAMY DOBRĄ ZMIANĘ...

TRZEBA DOJRZEĆ, ABY DOJRZEĆ...

Marek Różycki jr.

Zobacz galerię zdjęć:

Marek Kondrat
Marek Kondrat

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura