Marek Różycki jr Marek Różycki jr
2089
BLOG

Wymuszanie przez obrażanie (się) jest trendy, bo przynosi profity...!

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 54

Będzie o 'fortelu', zabiegu i zagrywce politycznej, ale zacznę 'od pieca'... Obserwuję narastający problem, a może raczej - zjawisko: coraz więcej przybywa nam osób, które się „zapiekle” obrażają. Nigdy specjalnie nie przejmowałem się takimi zachowaniami, gdyż uważałem je za szczeniackie fochy... „dorosłego” człowieka, który ma jakiś „konflikt, problem w sobie”; chore poczucie wyższości, a może – pielęgnowany i mocno rozdęty / nadęty do granic możliwości ‘patos własnej osobowości’…?

Gdy zjawisko stało się nagminne – postanowiłem się je uwypuklić, bo o wszelakich patologiach należy mówić głośno, by je uzdrawiać i dusić w zarodku.

Na wstępie głos daję ostatniemu dżentelmenowi, Franciszkowi Starowieyskiemu:

MARR JR.: -- Mistrzu, jak odróżnić dźentelmena od atrapy falsyfikatu?...

FRANCISZEK STAROWIEYSKI: -- Gdybym był kobietą odtrącałbym tych wszystkich aroganckich impertynentów z tak zwaną „kasą”, nowobogackich, obrażających się z byle powodu, obrażających bliźnich – z byle powodu i obrażających swoje kobiety. Właśnie – ten styl życia nastawiony na nieustanne obrażanie; obrażanie i lekceważenie ludzi!!! To okropne i przerażające! To było kiedyś nie do pomyślenia. Obraza to jest coś – co trzeba umieć wyważyć, wysmakować i „WYPOJEDYNKOWAĆ”.

MARR JR.: -- To ja bym chodził cały w bandażach…

FRANCISZEK STAROWIEYSKI: -- Znajomość form jest tylko bazą, potem trzeba iść dalej. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób TWÓRCZO PRZEKRACZAĆ GRANICE przepisów dobrego wychowania, nie niszcząc ich! Przed wojną stara księżna Czetwertyńska, taka „first lady” Warszawy, zapytana co sądzi o pewnym dobrze ułożonym młodzieńcu, który gdzieś tam się pojawił, odpowiedziała: bardzo pozytywny młody człowiek, tylko gdyby jeszcze „dupa” głośno powiedzieć umiał, byłoby dobrze. A to się umie, albo nie.

-------------------------------------------------------

Takie obrażanie się przerabiałem, gdy mój siostrzeniec miał 5 lat i nie dostał… zabawki! O co w tym chodzi – zadaję sobie pytanie, bowiem takie (przepraszam za określenie) g*wniarskie zachowanie mnie ‘upupia’, stresuje, szarpie i tak nadwątlone nerwy, nie mówiąc już o sercu. W przenośni i dosłownie. Choć sporadycznie dotyczy to mnie osobiście,  nasiąkam tym jadem szaleńczej agresji, uszczypliwości, chamstwa, wulgarności -- toczonym i 'tłoczonym' w mediach, na portalach społecznościowych, w kolejkach i na ulicy w wyniku chorej rywalizacji, w imię zniszczenia, unicestwienia wręcz urojonego, potencjalnego 'KONKURENTA' W lub DO.

Mój żywot marny: piekło nadwrażliwców; bowiem aż nadto wyposażony zostałem w 'dar' empatii wobec świata i ludzi; 'współodczuwania' oraz przeklętej umiejętności wejścia w 'cudze buty'. Nawet psychologom nie udało się 'przepracować ze mną' - tak potrzebnej, szczególnie w obecnych nam czasach, 'zdrowej' asertywności. Cierpię, fakt niezbity, ale cieszę się niczym masochista, bowiem swoimi receptorami wyczuwam ZŁO!

Jak trudno przebić się Miłości w Czasach Zarazy, czyli GLOBALIZACJI OBOJĘTNOŚCI, jak trafnie ujął był tę patologię papież Franciszek. Można już, niestety, poszerzyć i rozwinąć Jego diagnozę -- na globalizację podłości wszelakich z arsenału szatana w 'ludzkiej skórze' wziętych.

W książkach i opracowaniach psychologicznych, ich autorzy bardzo często używają określenia „infantylizm zachowań”. Obrażanie się jest charakterystyczne i potrzebne w rozwoju emocjonalnym dziecka, jeżeli zaś jest nazbyt wyraźne u dorosłego człowieka, to sygnał, że z jakiś powodów emocjonalnie nie dojrzał. Zapiekłe i nieprzejednane obrażanie się jest zawsze  objawem kompleksów, niepewności, urażonej chorej ambicji, wywyższonej dumy ponad miarę i ‘przyzwoitość ludzką’; świadczy również o braku dystansu do siebie samego oraz – o totalnym wręcz braku humoru, nie tylko „na własny temat”. Bowiem trzeba dojrzeć, aby dojrzeć…

Takie zapiekłe obrażanie się jest już nagannym wymuszaniem uwagi,  dowodów bezgranicznej i BEZKRYTYCZNEJ miłości, pragnienia celebrowania nadopiekuńczości w kontaktach, poświęcania się „bez reszty” dla niego/niej całym swym jestestwem, ba – nawet Adoracji i totalnej Akceptacji we wszelkich przejawach jego/jej jakże egoistycznej „aktywności”. Jest to przejaw i wyraz domagania się wręcz… od otoczenia wiecznej UNIŻONOŚCI.

Normalni ludzie” pokłócą się, posprzeczają, a po chwili – atmosfera się oczyszcza, bowiem dochodzą poprzez taki akt ‘oczyszczenia’, swoistego KATHARSIS (uwolnienia od cierpienia, odreagowania zablokowanego napięcia, stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń) do consensusu, zgody i po chwili -- 'wracają do norm znamionujących poprawność w stosunkach z bliźnimi swymimi'.  

„Zapieklony” obrażalski/ka nie jest szczerze otwarty; stąd asertywność musiał zastąpić obrażaniem się. Może jego potrzeby i uczucia były ignorowane w  dzieciństwie i tak nauczył się 'radzić sobie' z problemami… Taki człowiek wciąż odczuwa URAŻONĄ MIŁOŚĆ WŁASNĄ, jeśli sam siebie nie do końca akceptuje, kocha. Tak się wychował, czy został wychowany. Ma to wiele, bardzo wiele wspólnego z tak zwaną KINDERSZTUBĄ (lub jej brakiem) wyniesioną z domu rodzinnego. Bowiem...  dzieciństwo jest „kolebką seniora”. Warto o tym pamiętać…

--------------------------------------------------

Fragment z wypowiedzi znawcy tematu, prof. LECHA OSTASZA, wybitnego psychologa i filozofa. Jego zainteresowania dotyczą m.in. kwestii powiązania filozofii z psychologią i antropologią kulturową, wiedzą o człowieku i jej zastosowaniem (psychoterapia, etyka, życie społeczne), także - budowanie systemu filozoficznego w klasycznym sensie.

"" Krytykowanie i bycie krytykowanym potrzebne są dość często, zaś obrażanie kogoś i obrażanie się zwykle są niepotrzebne. Jest różnica między tymi ludźmi, którzy odróżniają bycie krytykowanym od bycia obrażanym, wysłuchiwanie krytyki od obrażania się a tymi ludźmi, którzy tego nie odróżniają. Jednak nikomu nie jest łatwo te sytuacje uchwycić a tym bardziej je kontrolować. Jeszcze trudniej jest odróżniać sytuacje obrażania i prowokowania.

Chyba prawie wszyscy zgodzą się, że na krytykę posługującą się wiedzą i rzetelnymi argumentami nie należy reagować obrażaniem się. Z kolei, aby podczas krytykowania nie obrażać, nie należy używać wyrażeń silnie zabarwionych negatywnie, wulgarnych, wyrzucających wewnętrzne napięcia krytykującego (co nazywane jest w psychoterapii zachowaniem „acting out”) oraz nie należy używać zdań fałszywych i kłamliwych. Ale naprzeciwko krytykującego bądź obok niego stoi krytykowany, który może mieć silne napięcia wewnętrzne i interpretować wyrażenia tylko krytyczne jako aż obrażające. [Do tego problemu warto powrócić i go rozwinąć, czyli: Sowiniec, do tablicy! - przpr. marr jr.]. ;))

Jeśli człowiek, zwłaszcza jego umysł, nie jest poddawany krytyce i twórczemu prowokowaniu, to bardzo łatwo zapada, by użyć zwrotu Kanta, w „dogmatyczną drzemkę”. Dodajmy od razu: ma prawo sobie drzemać, ale gdy tak drzemie, nie ma prawa rościć pretensji do prawdy. Umysł może też zapadać w, znów użyjmy zwrotu Kanta, „dogmatyczne rojenia” -- i ma prawo sobie dogmatycznie roić, ale wtedy gdy swojego stanu nie narzuca innym ludziom, poza tym będąc w tym stanie nie może rościć pretensji do bycia odpowiedzialnym.""

No cóż, przykład daje Diogenes z Synopy: „Gdy ktoś zauważył: „Wielu z ciebie się śmieje” – odpowiedział był: „Ale mnie ich śmiech nie dosięga”. Przy czym idzie tutaj o śmianie się w znaczeniu naigrawania się i szydzenia, na które Diogenes potrafi patrzeć z boku.

Z kolei tradycja filozoficzna mówi o Arystypie, że gdy pewien człowiek zaczął mu wymyślać, ten szybko oddalił się, a gdy tamten krzyknął za nim: „Dlaczego uciekasz”, Arystyp zawołał: „Albowiem jak tobie wolno mnie lżyć, tak mnie wolno nie słuchać obelg”. Arystyp rozumiał się na dbaniu o NIEZABRUDZANIE WŁASNEGO ROZUMU…

Obrażanie się może sięgać dalej niż chęć uodpornienia się bądź bycia zaimpregnowanym na krytykę. Bywa ono coraz częściej (piszę: „bywa”, nie piszę, że jest zawsze) chwytem służącym obrażającemu się do zatkania ust tym, którzy chcą mu wykazywać, że nie ma racji.

Chwyt polega na tym: „Ja mam poglądy, jakie chcę mieć lub jakie uważam za prawdziwe, praktykuję to, co chcę praktykować lub co uważam za dobre, wierzę jak mi się podoba. Nie odpowiada to innym? Inni cierpią na tym? Sądzą, że nie mam racji? A cóż to mnie obchodzi. Jeśli wezmą się za krytykowanie mnie, wytykanie moich błędów, ja odpowiadam: "Obrażacie moje uczucia... Odstąpcie i dajcie mi pole do mojego ekspandowania w społeczeństwie”... 

Problem w tym, że ci co zapadli w „dogmatyczną drzemkę” oraz „dogmatyczne rojenia” - w naszym pięknym kraju nad korytem Wisły - chorują na PRZEROST GRUCZOŁÓW POLITYCZNYCH, które należałoby wyciąć, bowiem w tym stadium rozrostu -- nie kwalifikują się do leczenia...! I to już w  żadnej kadencji...

Marek Różycki jr.

 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura